ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

sobota, 17 stycznia 2015

Bieszczady – wyjazd na pstrąga.

Dziś chciałbym opisać swój pierwszy „ pierdolniety „ wyjazd. Pewnego piątkowego popołudnia jak zwykle po obiedzie strzeliłem sobie drzemkę. Mam zwyczaj wypoczywać po obfitym posiłku, a że na obiad był dobry zeszło mi się do wpół ósmej. Nic więc dziwnego że mimo iż zmęczyłem się kolacją i wieczornym filmem nie mogłem zasnąć. Nie żeby jedzenie stanowiło sens mego życia, ale by przywołać sen rozmyślałem o sobotnich posiłkach, przyszła mi taka ochota na pstrąga, że szturchnąłem śpiącą już Gosię i mówię jedziemy w Bieszczady. Uwierzycie, że nie chciała ? Człowiek zaprasza ukochaną żonkę na obiad a słyszy że jest pojebany. Sceneria jej nie odpowiadała czy co. Tak czy inaczej nim skończyła wygłaszać opinie o motocyklistach byłem już ubrany, kawę miałem w termosach, a Romek radośnie pyrkał przed domem. W google trasy nie sprawdzałem bo słuchałbym dłużej oceny mojego pomysłu. Pojechałem przez Jarocin, Kalisz, Piotrków, Kielce, Mielec, Rzeszów, Sanok. Do Kalisza nudno bo raz, że ciemno a dwa droga objechana. Dopiero w okolicach Kielc zaczęło świtać. Nie wiem dlaczego ale tamten wschód słońca pamiętam do dziś. Jechało się super, Romek mruczał równiutko, pykałem se setuchną a droga odkrywała uroki letniego poranka. Nie wiem co się wtedy działo, ale przez całą drogę cztery razy byłem zatrzymywany przez patrole. Mimo tych nieprzewidzianych postoi dotarłem przed dwunastą na tamę. Przeszedłem się na drugą stronę, żeby rozprostować kości, zjadłem pstrąga przy okazji poznając innych motocyklistów jedzących posiłek. ( pozdrowienia dla Pirates of Roads Rzeszów )Nie bardzo chcieli uwierzyć, że nie przyjechałem z Poznania na zlot tylko na pstrąga i po obiedzie wracam, ale naprawdę zdziwili się dopiero gdy podeszliśmy do motocykli i zobaczyli Romka. Niestety nie mogłem za długo gadać bo czas był wracać. Okolice Sanoka, Rzeszowa bardzo urokliwe, drogi przyzwoite i niezbyt ruchliwe. Wracałem tak samo, rozmyślając o tym, po jaką cholerę pól roku się rozwodzić nad takim wyjazdem, czynić przygotowania, planować noclegi itd. jak wystarczy wsiąść i jechać. Tak mniej więcej dwie stówki przed domem zacząłem się jeszcze zastanawiać czy dostanę kolację a nie będę opisywał tych rozmyślań, żeby nie było że to jakaś obsesja. Na wszelki wypadek, gdybym został odcięty od lodówki po tym wypadzie, zjadłem coś na BP i wstapiłem po drodze do Nine Sixów w Czarnotkach na pepsi. Przy okazji powiedziałem Cichemu, że w poniedziałek jestem u niego w servisie zrobić wymiany. Jakoś tak szybko ten olej trzeba zmieniać. W sumie wyjazd super. 1300 km, 24 godziny i niezapomniane wrażenia w sercu. Na koniec powiem szczerze, dupę trochę czułem. Przepraszam za jakość zdjęć, ale siadła mi w telefonie bateria.












 
P.S. Jeżeli podoba Wam się pomysł bloga, proszę o komentarze i subskrypcje. Poniżej zdjęć jest miejsce na wasz adres e-mail, nowe posty będą przychodzić na Waszą pocztę ( ze 2-3 w tygodniu) wystarczy przepisać hasło które się pojawi po naciśnięciu „ submit”. Dla posiadaczy kont google po prawej stronie G+. Jeśli możecie, Udostępniajcie również na fejsie. Z góry bardzo dziękuje za pomoc w rozwoju bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz