W
Genewie pakujemy się niespiesznie i choć oboje już czujemy w
dupach ( znaczy mojej i tyłeczku żonki ) kilometry, żal nam
rozpoczynać odwrót. W miarę jazdy i poznawania coraz nowych miejsc
i ludzi Gosia coraz bardziej przekonywała się do pomysłu tego
wyjazdu. A najlepsze, że już snuje plany na przyszły rok bo w tym
szans na urlop brak. Najpierw rzuca Batumi ale mówię, że przez
Turcję daleko a górą to trzeba poczekać aż Putin zrobi porządek
z banderowcami. Staje więc na ATENACH. Na razie jednak jesteśmy w
Genewie, pięknie oznaczony wyjazd na Loosannę i dalej na Bern,
trasa ucieka, słoneczko świeci, nie za duży ruch. Wiem, że brać
nie lubi autostrad, ale myślę że to przez patrzenie na nie przez
pryzmat naszych nowych dróg. W krajach gdzie budowano je już dawno
nie są pozasłaniane ekranami i niekiedy jazda nimi sprawia większą
frajdę niż krajówkami. Przykładem choćby włoska A23 od Villach
na Udine. Widoki przepiękne, a leci się 130- łuczki też by się
jakieś znalazly. Za Bern odbijamy na Zurich i grzejemy do Konstanz
nad jeziorem Bodeńskim. Dlaczego tamtedy, ano widziałem film pod
tym tytułem to czemu nie. Kamping w miejscowości Hegne nad jeziorem
Untersee „ Kampingplatz Hegne
http://camping-hegne.de/en/freedom-is-what-you-enjo/
„ Camp
o naprawdę super warunkach i położeniu. Byliśmy dość wcześnie
więc był czas skorzystać z uroków. Co prawda pani chciała żeby
odprowadzić moto na parking ale najpierw powiedziałem, że bez moto
nie zasnę, później że kocham swoje moto, a na koniec że ją też.
Pomogło na tyle że został przy recepcji. Chyba tracę urok.
Kapiele, słoneczko, niezłe widoki, spać. Rano wyruszamy dość
szybko bo walimy za Pilzno w Czechach. Zowu autobanami, Sztuttgard –
Norymberga – i dalej do miejscowości Volduchy „Vesely Habr
http://www.veselyhabr.cz/ „
camp zakopany w lesie i w czasie. Miejsce super spokojne i urokliwe.
Knajpka, gitary, ogniska do drugiej leżymy przed namiotem aby nie
stracić ani chwili. Tak się żonka zmieniła. Już nie żałowała,
że nie on-exklusiv. Chyba przez te osiem dni zaraziłem ją duchem
przygody. Rano pobudeczka i do domku przez Pragę. Jeszcze ostatnia
kąpiel przy granicy w Żelaznym Brodzie i witamy nasze kochane
Karkonosze. Jak miło wrócić do kraju. Jakby jeszcze zjeżdżali na
prawo. Ale cóż może inaczej nie czulibyśmy się swojsko. W domku.
Podsumowując wyszło prawie 4 tys. km. Wyjazd pozostawił w nas
niezapomniane wspomnienia i kilka fajnych kontaktów. Przejechaliśmy
przez sześć krajów naszego nie licząc. Na końcu nam się
pierdoliły języki ale przy odrobinie dobrej woli i uśmiechu zawsze
się człowiek dogada. Jechaliśmy przez góry, w skwarze,
autostradami i kompletnymi hynchami. Podziwiam moje kochanie, że to
wszystko zniosła. Ale przeciez nie mogła trafić lepiej niż na
motocyklistę. Trasa dobrana idealnie. Moto spisywało się jak
zwykle tyle że chyba coś jest nie tak z tym motocyklem bo znowu
trzeba zmieniać olej. Dziękuję Ci skarbie i wam że
poświęciliście czas na czytanie. Pozdrawiam wszystkich poznanych
ludzi. A trasę i miejsca gorąco polecam. Pozdrawiam Zaleś ( pisać
skończyłem więc czas znów usiąść do map)
P.S.
Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną
podziękowania dla Motoclub Poznań 513026979 Wieruszowska 2/8
Przypominam, że moją facebookową stronę można lajkować, zapraszać do polubienia znajomych i co tam jeszcze.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.