ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

piątek, 28 listopada 2014

Hyosung ST7 Deluxe – mój motocykl.

Miałem bardzo dużo lajków, pod zdjęciem mojego Hose na fejsie. Napiszę więc trochę o tej marce motocykli a właściwie o moim modelu, choć wiem, że w przypadku rzadkich a zwłaszcza azjatyckich marek, najwięcej do powiedzenia mają goście, którzy ich nawet z bliska nie widzieli o wsiadaniu i jeździe nie wspominając. Osobiście bardzo mnie bawią „ artykuły testowe” w gazetach motocyklowych bo niby co można powiedzieć o maszynie po przejechaniu kilkudziesięciu, rzadko kilkuset kilometrów , przecież taką trasę wytrzyma nawet skuter kupiony w markecie, to raz. Sprawa druga można się zastanawiać dlaczego gazeta zajęła się akurat tym motocyklem. Uważam, że aby poznać motocykl i się wymądrzać trzeba pojeździć po zwykłych drogach, po autostradach, zobaczyć jak się czuje w górach, jak się spisuje w upale a jak w strugach deszczu. Jednak po zrobieniu na mojej ślicznotce bez mała 30 tys. czuję się uprawniony do wypowiedzi. Danych technicznych nie będę przytaczał są na stronie: http://www.hyosung.com.pl/  Dostępne są cztery modele Hyosunga. cruser , custom , naked i szlifiera. Marka powstała w 1974 roku w Korei, początkowo w oparciu o współpracę z Suzuki. W tej chwili obaj producenci nie mają ze sobą nic wspólnego, choć silnik fauka jest wzorowany ja jednej z najlepszych jednostek napędowych w historii tzn. Suzuki SV 650. W związku z tą konstrukcją moto lubi być kręcone na wysokich obrotach , a przy momencie obrotowym równym japończykom o podobnej lecz nieco większej pojemności ma od 10 do 20 KM więcej. ( powód zadowolenia z zakupu nr.1 ) Nie brzmi co prawda jak typowy cruiser, ale za to mocy mu nie brakuje. Jeździłem w grupie z maszynami powyżej 1000 i Hose nawet we dwoje spokojnie sobie radził choć oczywiście nie mogę liczyć na odejście z wysokiego biegu a małej prędkości porównywalne do moto 1,5 czy 1.8 ale z drugiej strony czy redukcja jest aż takim problemem ? Motocykl jest gabarytowo duży – rozstaw osi 1690mm, taki sam jak w intruderze 1,5 co dla faceta mojej budowy ma znaczenie kluczowe. ( powód zadowolenia z zakupu nr.2 i jedyny powód sprzedaży Romka ). ST 7 prowadzi się bardzo dobrze, świetnie wykłada się w zakrętach, bez względu na jak mocno jest obciążony a przy moich wyjazdach zazwyczaj ma na sobie ponad 200 kg. Skrzynia biegów dobrze zestopniowana można naprawdę wysoko podejść na 3 i 4 biegu co ma znaczenie przy wyprzedzaniu. Prędkość przy której moto fajnie się czuje to 110 - 120 km/h od 140 ewidentnie sercu choperowca brakuje 6-tki. Maksymalnie samemu pogoniłem go do 180 z Gosią 170 ( mówiłem żeby schudła ). Jeżeli chodzi o spalanie kiedyś na autostradzie Praga w kierunku Polski trzymałem mu 150 przez ponad 100 km bo się ściemniało a chcieliśmy znaleźć nocleg po zjeździe, wziął 4,5 l/100 ( powód zadowolenia z zakupu nr.3 ). Rozważając zakup moto, brałem pod uwagę różne motocykle, używane i nowe wybrałem 5-letnią gwarancję bez limitu przebiegu ( powód zadowolenia z zakupu nr.4 ) z tym, że słyszałem pogłoski, że w moim przypadku Hyosung się wjebał, no fakt przez ostatnie 3 sezony nakulałem 60 tys. Tak czy inaczej kocham jazdę, nienawidzę grzebania przy sprzęcie, chcę wsiadać i jechać gdzie mi się spodoba ( a miewam różne pomysły ) bez zastanawiania się czy coś trzeba zrobić. Moto serwisuje w Motoclubie na Krauthofera w Poznaniu tam gdzie go kupiłem i guzik mnie obchodzi co oni tam z nim wyczyniają , w trasie jeździ bezawaryjnie a co trzeba zrobić na przeglądzie to ich sprawa nie moja. Próbowali mi kiedyś coś tłumaczyć, ale nie za długo bo zauważyli, że nie słucham. Przeróbek żadnych też nie robię bo to co chciałem z wersji deluxe określiłem przed zakupem i takiego jak na zdjęciach odebrałem w salonie. Jedyną rzeczą do której mogę się przyczepić są drgania w pewnym zakresie prędkości ale raz, nie można mieć wszystkiego, a dwa jako Polak pewnie źle bym się czuł bez powodu do narzekań. Podsumowując, uważam że warto pamiętać o tej marce przy przesiadaniu się z mniejszych pojemności. Nie mam zamiaru zmieniać motocykla więc pewnie naoglądacie się zdjęć Hose z różnych miejsc. Na razie prezentuje kilka fotek z możliwie różnych profili niestety niekiedy ze mną, co może psuć wrażenia estetyczne.
















środa, 26 listopada 2014

Wspomnień czar. Cottbus

Wspomnień czar Cottbus.
Choć nie mieszkam w strefie równikowej jako motocyklista rozróżniam dwie pory roku. Sezon i po. Niestety jest ta druga, raczej więc trudno o nowe opisy wyjazdów. Przypomnę więc jak rozpoczął się ten sezon. Już zimą postanowiłem pojechać do Cottbus pyknąć se fotkę pod ichnią biblioteką. Traska w sam raz na początek sezonu, nie za daleko bo tyłek odwykły ale nie szkoda odpalać motocykla. Ruszyłem o 9. Drogę znacie Wolsztyn-Zielona- Gubinek i już. Miasto nie ładne, blokowiska i może to przez to, że niedziela, ale pustki jak nie wiem, z dziesięć minut czekałem pod budynkiem zanim pojawił się ktoś, kto mógł zrobić fotkę ( dobrze że palę ). Na moto i kierunek stary rynek ( też przesada ) no i znowu pech, jak zwykle trafiłem na remonty, jakby nie ustawiać siebie i moto, rusztowania. Olałem fotki i idę na jadło. Od Poczdamu chodziła za mną wurst. Brudna, śmierdząca niemiecka wurst z frytkami ( smakosze kuchni niemieckiej rozumieją i wiedzą o czym mówię ) pycha. Niestety w lokalu, który znalazłem, zamiast pysznych, nasączonych starym olejem frytek, niemra pokazuje mi skrzyżowanie drożdżówki, pączka i bułki mlecznej, już miałem spytać jak może proponować mi podobne obrzydliwości, ale zdałem sobie sprawę, że z tego zdania po niemiecku znam góra dwa słowa, no i w końcu nie chciała mi dać warzyw na parze, więc spojrzałem tylko wymownie i dostałem kawę z popielniczką ( mój ulubiony zestaw). Espresso nawet, nawet a i kubek normalny, więc OK, co prawda kawę wożę ze sobą, żeby nie palić na czczo na postojach bo to podobno nie zdrowo, ale wypiłem i po przejściu obok jakiejś paskudnej niemry postanowiłem że już czas wracać. Niby po drodze widziałem znaki na jakieś parki rozrywki, zamki i inne zabytki ale trzymałem się sztywno zasady " Zaleś szanuj czas, najwyżej pojedziesz jeszcze raz " Urozmaiciłem sobie wycieczkę wracając przez Zasieki , za Nowogrodem jakimś tam, bar w lesie Anjia, polecam zupę gulaszową. W domku na w pół siódmej. Wyjazd udany. Pogoda niezła. Zadanie foto wykonane jak widać poniżej.









poniedziałek, 24 listopada 2014

Motocykle amerykańskiej marki Dirico

Tak jak pisałem na początku, mam zamiar przybliżać na blogu mniej znane marki motocykli. Na pierwszy ogień, postanowiłem wyciągnąć Dirico. Markę powstała w 2007r w Manchester w stanie New Hampshire między innymi z inicjatywy Stevena Tylera z Aerosmith. Jak większość tego typu projektów własny jest raczej dizajn, choć główny inżynier firmy Mark Diriko ma ponad 20 patentów dotyczących rozwiązań motocyklowych. We wszystkich modelach stosowany jest cały układ napędowy z Harego. Mnie osobiście spodobały się dwa modele: Roadster z silnikiem 1.8 oraz Flyer z jednostką 1450 cm. Wszystkie motocykle tej marki mają wygląd i rozwiązania typowe dla amerykańskich samoróbek, więc w razie czego naprawy wykonuje się w kuźni młotkiem. Ceny nowych modeli krążą w okolicach 30 tys.$ chyba, że ktoś ma ochotę na indywidualne dodatki, których można wybrać całe mnóstwo. Tak czy inaczej motocykle są ciekawe i piękne. Zdjęcia poniżej. Adres strony producenta: www.diricomotorcycles.com



sobota, 22 listopada 2014

Na pohybel !

To co zaraz przeczytacie ma z motocyklem tyle wspólnego, że napisał motocyklista.
Nie wiem jak wy, ale ja przez siedem miesięcy w roku na wszelkie próby zorganizowania mi weekendu pasjonującymi zajęciami typu „ zrób coś z tym gniazdkiem „ odpowiadam PO SEZONIE ! Niestety sezon zamknięty. Okazało się więc, że na szafie od dwóch lat leżą lampy do zawieszenia na zewnątrz a przy furtce nie ma dzwonka i podobno to wszystko jest bezwzględnie potrzebne do życia. Oczywiście ! Po pierwsze, cóż znaczą dwa lata w historii ludzkości, po drugie bez dzwonka przeżyliśmy lat 17 i byliśmy szczęśliwi. Na początku już zgrzyt, bo na moje całkiem zasadne pytanie gdzie jest wiertarka, padła odpowiedź, tam gdzie zostawiłeś. Ewidentna nieprawda, gdyż doskonale pamiętam, że na wiosnę 2012 zostawiłem ją wraz ze śrubokrętami, taśmą i resztkami izolacji na stole w kuchni jak tylko błysło światło w naprawianej lampie. Po wymianie zdań w tej kwestii pojechałem do sklepu po przewód do dzwonka aż nagle w trakcie składania zamówienia usłyszałem pytanie. Jak pan chce to zainstalować ? W głowie mi się zakręciło, serce zaczęło łomotać. Chcę! Ja chcę? Normalnie zacząłem się zastanawiać czy to jeszcze bezczelność czy już chamstwo. Chcę! Ale popatrzywszy na życzliwą twarz sprzedawczyni, zrozumiałem, że ta biedna kobiecina po prostu nie rozumie dlaczego przychodzą do niej faceci po, gniazdko, kabelek czy inną wtyczkę. Otóż droga pani, wyjaśniam. Chcę mknąć przez świat na stalowym rumaku i poganiać go manetką. Chcę podziwiać piękno natury, którego jeszcze nie poznałem. Chcę w łóżku mojej pięknej żony. Chcę aby moje dzieci były zdrowe i szczęśliwe. Chcę wygrać w lotto i cieszyć się długim żywotem. Natomiast do prac domowych jestem zmuszany gderaniem i kuszony seksem a swoją uległość uważam za haniebną. Ale dopóki, żyją faceci dla których lenistwo to nie cecha tylko filozofia, dopóki w ich głowach potrafi zrodzić się choć jedna wymówka, wojna trwa! Żywcem nas nie wezmą. Z okopów na pierwszej linii udręki, pozdrawiam bracia. Zaleś

Jak się zaczęło prawdziwe jeżdżenie.

Po dwóch sezonach snucia się po okolicach R-150 w końcu na rynku pojawił Romet dyvision 249. Cichy ze Środy Wlkp. u którego bywałem na przeglądach podjął się wmontowania jednostki z dyvisiona do mojego modelu. Dotarłem silnik przy okazji dobierając zębatki, Gosia okupiła się w podobno niezbędne ubrania i w zasadzie byliśmy w trójkę gotowi. Pierwsza trasa którą dziś mogę nazwać wyjazdem wiodła do miejscowości Warta przy zbiorniku jeziorsko, który chciałem zobaczyć. Dlaczego? Coś tam usłyszałem w TV. Była jakaś powódź czy coś. W przyszłości moje wyprawy często brały początek w wiadomościach. Coś tam mówili w tygodniu, w sobotę wyjazd o ile mapy pogodowe pozwalają. Przy okazji najbardziej wiarygodny portal prognozowy „ TwojaPogoda”, następne trzy dni naprawdę bardzo dokładnie i w rozbiciu na godziny. Więc wsiedliśmy na moto i w trasę. Trochę nerwowy bo mimo, że do tej pory Romek nigdy nawet nie kaszlnął, pierwszy raz jechaliśmy we dwoje ponad 200 km od domu. Trasa przez Jarocin – Turek. Kąpiel i z powrotem. Widoki wielkopolskie czyli ślicznie ale znajomo i równo. Pod wieczór byliśmy w domu. Gosia z bolącą pupą ja z samotnym wyjazdem nad morze w głowie. Kluczowe w tym wyjeździe było to, że motocykl nie zawiódł, a możliwości jezdne we dwoje okazały się wystarczające do dalszych podróży. Za tydzień już gnałem przez Wałcz- Czaplinek do Kołobrzegu. Postoje robiłem jak i do tej pory mniej więcej co 100 km bo mój organizm domaga się nikotyny a myślenie o fajkach psuje odbiór wrażeń z drogi. Tam i nazad z przerwą dorszowo-obiadową zajęło mi 11 godzin. Z tego wyjazdu zapamiętałem kilka bardzo ważnych rzeczy. Nabrałem bezgranicznego zaufania do Romka. Odkryłem, że to co mnie kręci w motocyklu to trasa, a nie zloty. Im dłużej i dalej tym większa frajda. Zobaczyłem, że 600 km dziennie to nie problem tylko super przygoda. Podobały mi się zdziwione miny motocyklistów nad morzem widzących Romka na poznańskich blachach a i zaskoczenie kumpli z towarzystwa. To był początek mapy wiszącej w siedzibie ( Mosińskiego Towarzystwa Motocyklowego ) i początek tego co dziś nazywam życiem. Zaleś














poniedziałek, 17 listopada 2014

Poznajmy się. Droga Moim Domem

Witam na blogu.

Dotychczas opisywałem swoje wyjazdy na fejsie. Kilka osób mi powiedziało, że lubią czytać to co piszę i tu zrodził się pomysł na założenie bloga. Pomyślałem, że skoro można opisywać takie pierdoły jak moda, diety i inne brednie to mój blog o tematyce motocyklowej wniesie do sieci jakieś wartości. No normalnie mówimy prawie o misji i powołaniu. Na początek kilka słów o mnie.
Kocham trasę, lubię dobrze zjeść i dobrze zapalić i o tym głównie będę pisał. Brzydzę się dietami, ćwiczeniami, konwenansami, poprawnością i nadmiarem odpowiedzialności więc o tych bzdurach pisał nie będę. Obiecuje. Do motocykla wróciłem po kilkunastu latach przerwy jak spora grupa pasjonatów jednośladów. W 2008 r, zobaczyłem w necie Romana R-150, po dwóch dniach przywieźli mi go do pracy a Gosi mojej żonie musiałem dać na meble żeby się uciszyła. Po dwóch kiepskich sezonach wstawiłem do swojej piękności silnik 250 i zacząłem kulać po dwadzieścia koła w sezonie. Niestety ze względów gabarytowych mam 185 cm wzrostu i 120 kilo ...mięśni ;) z bólem serca zdecydowałem się na zakup nowego Hyosunga ST7 deluxe., opiszę swoje motocykle osobno. A, no i znowu musiałem uciszyć Gosię, tym razem remontem domu, cholera starczyło by kasy na dwa-trzy sezony. Mam nadzieję, że pomożecie mi w redagowaniu bloga i będzie on bogaty nie tylko w reportaże z wyjazdów, ale również opisy motocykli , gadżetów oraz wszystkiego co bliskie duszy motocyklisty. Ponieważ ze względu na porę roku trudno o nowe relacje z drogi wstawiam zdjęcia z miejsc, które odwiedziłem przez ostatnie trzy sezony, niestety nie wszystkie bo pasja reporterska zrodziła się później .
Sebastian „ Zaleś „ Zalewski