ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 28 maja 2017

Gdybym nie był motocyklistą – czyli wyjazd do ...

Gdy za oknami zrobi się ciepło a nasz maleńki domek zasypie słońce, często tak siadam w fotelu przy kompie i myślę i myślę i myślę... Wtedy Margaretka ( jeszcze nie świadoma, ale już czująca pismo nosem ) pyta – o czym tak myślisz, a ja unoszę skupiony wzrok ku sufitowi i robię minę jakbym liczył całki w pamięci. Natenczas ona zagląda mi przez ramię i już wie, że teraz to tylko pogoda może mnie powstrzymać. Tak było i tym razem. Doszedłem do wniosku, że dawno nie oglądałem żadnej rudery. Zawsze kochałem zamki na Dolnym Śląsku, ale że trasy zjażdżone postanowiłem pyknąć na Pomorze. Gdańskie żeby było bliżej. Czymś orginalnym wydał mi się Zamek Kieszawski. Traska w sam raz dla Romka i co najważniejsze częściowo przynajmniej dziewicza. Walę więc od rana w sobotę na Wągrowiec i już mi się podoba. DW 169, puściutko asfalt dobry, słoneczko grzeje a widoki to kwintesencja Wielkopolski. Dalej DW 241 na Tucholę, słuchajcie ja nie potrafię tego opisać, no ale dawno mi się tak cudownie nie leciało. Równo, porządne drogi, zielono, ciepło aż człowiek ma ochotę krzyczeć z radości i chłonąć trasę wszystkimi zmysłami, jakby nic innego nie istniało i się nie liczyło. Po wjeździe w Bory Tucholskie jest jeszcze wspanialej, droga 237 i niesamowity zapach drzew przez jakieś 40 km. Byłem w rożnych miejscach, ale coś takiego żebym miał w nosie wrażenie spaceru po lesie zdarzyło mi się pierwszy raz. Kawałek 22 za Czerskiem i po poszukiwaniach trafiam na miejsce. Kurwa mać. Rudera ogrodzona, że nawet obejść z bliska nie można, teren prywatny, objeżdżam na około drogami, żadnego miejsca z fajnym widokiem. Zacząłem śmiać się z siebie serdecznie i pojechałem dalej. Fajeczka nad jakimś bajorkiem z pomostami i myślę co dalej. Wracam i zobaczę co jest po drodze. Będę zwiedzał itd. Nasampierw jednak poczułem się głodny. Nieraz człowiekowi zdarzy się coś miłego. Bar o wymownej nazwie Papudajnia w Czarnej Wodzie. Schabowy z kością rzekłbym wzorcowy. Posilony więc w lepszym humorze ruszam w drogę powrotną. Bodajże za Czerskiem trafiam na drogowskazy Akwedukt Fojutowo. Postanawiam zahaczyć. Zajebiste tereny wokół wielkiego kanału Brdy. Zjeżdżam z trasy. Ja bardzo szanuję pasjonatów rekultywujących wyjątkowe miejsca. Byłem w kilku jak Dolina Miłości czy Podziemia Arado i zawsze podziwiałem pasję tych ludzi pozostawiającą w serach niezapomniane wrażenia. Rozumiem więc nazwy troszeczkę na wyrost, atrakcyjne choć naciągane opisy, ale ludzie nie można mówić akwedukt o kawałku tunelu z wodą. Co to ma wspólnego z Rzymskimi budowlami ? To bym jednak, choć rozczarowany wybaczył. Pominął bym milczeniem, że straciłem dobre pół godziny. Ale tego że musiałem dojść 600 metrów, w skwarze, a wcale nie było równo – wam nie zapomnę. Na szczęscie cudowne widoki z siedzenia motocykla szybko sprawiły, że zapomniałem o tej męczarni. W Tucholi podobno jakaś cudowna starówka, wjeżdżam w miacho, zakaz ruchu. Zniesmaczony podejściem do turysty, jadę dalej. Ich strata, chciałem wciągnąć deser lodowy i kawę. Wreszcie zjeżdżam do portu w Nakle, niby żadna atrakcja, ale bardzo ładnie można wjechać do samej wody więc wreszcie coś dla mnie. Do domku grzeję przez Gniezno. I tu dwie refleksje. Pierwsza Gosia pyta mnie o jażynę do schabu. Opowiadam, że zajebista surówka w smaku podobna do tej z Bieszczad cośmy byli kiedyś na wakacjach. Puka się w czoło że niby skąd może wiedzieć. Ale, że 27 września 1996 o 16:37 wróciłem schlany to pamięta. No i rzecz druga wyjaśniająca tytuł. Gdybym nastawiał się na zabytki, zagłębiał w literaturę, łakną wiedzy historycznej pewnie byłbym wczorajszym dniem rozczarowany, ale ponieważ jestem motocyklistą, to mam za sobą cudowną sobotę trasie przy idealnych warunkach i chętnie bym ją powtórzył. Pozdrawiam Zaleś




P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8














Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.

niedziela, 21 maja 2017

Nad morze – wyprawa kulinarna.

Wstyd i hańba, żeby na pierwszego dorsza w sezonie jechać pod koniec maja. No, ale cóż, filozoficznie napiszę – życie... A pamiętam jeziora skute lodem i siebie gnającego na rybkę. Niemniej w tą sobotę postanowiłem się wybrać. Najpierw wyobraźcie sobie musiałem poprosić Margaretkę o pożyczenie motocykla a nie od razu się zgodziła, bo przeczytała poprzedni post. Dodała jeszcze, że moto przeznaczone jest dla dwóch azjatów a ja waże tyle co czterech Chińczyków. Może i powinienem poczuć się dotknięty, ale padłem tylko na kolana, ucałowałem stopę żonki i dała kluczyki. Pozostaną wytarte na kolanach spodnie i zraniona duma. Z tym że po 20 latach małżeństwa za dużo z niej nie zostało. W sobotę rano na moto i w drogę. Jechałem przez Czaplinek. Trasy nie będę Wam opisywał bo zjeżdżona do bólu. Dodam tylko, że przez ten słoneczny tydzień przyroda rozkwitła w pełni i dojrzała do stanu letniego. Więc było to, co wszyscy kochamy, jazda wśród zieleni z zapachem kwitnącego rzepaku w nozdrzach. No słoneczka brakowało, ale i tak leciało się świetnie. Postoje na fajko-kawkę tam gdzie zwykle. Z małą różnicą. Smakosze wiedzą, że żołądek jak mięśnie przed biegiem trzeba rozgrzać. Zatrzymałę się więc w Białogardzie w Bistro Jajo po rewolucjach. Szwedzki stół przyzwoity, natomiast żadna szanująca się żona nie podała by takiej jajecznicy. W sumie lepiej było wtrącić hod-doga na BP i w ten sposób się roztrenować. Kołobrzeg wiadomo- port, latarnia, promenada. Za to przy latarnii – szalony Grek. Po chyba już kilkudziesięciu wyjazdach w celach dorszowych mam się za znawcę i uważam, że w Kołobrzegu dobrej, klasycznej smażalni nie ma, co nie znaczy że nie ma gdzie przyzwoicie zjeść ryby. Naprawdę polecam Szalonego Greka. Przy latarni z widokiem na port, a dorsz wspaniały choć bez panierki, super dodatki i sos. I co nie bez znaczenia można zaparkować pod nosem. A człowiek po jedzeniu powinien się położyć a nie drałować. Jedyny minus, ale sam jestem sobie winien, obługa się nie zorientowała co dla mnie znaczy MAŁY kawałek dorsza. Następnym razem nie użyję tego bluźnierczego słowa przy zamówieniu. No cóż po tych wspaniałościach na moto i do domku. Tak podsumowując ten wyjazd, najbardziej rozbawił mnie fakt, że przy Romka spalaniu, okazało się że więcej wydałem na żarcie i kawy niż paliwo. Pozdrawiam Zaleś.




P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8















Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.

poniedziałek, 15 maja 2017

Twierdza

Powiem wam zeszło ze mnie wszystko. Politycy przestali mnie wkurzać, te problemy w robocie to w zasadzie błachostki, a Gosia nie se brynczy ile chce. Wreszcie pojechałem. Naprawdę mam przeczucie graniczące z pewnością, że Margaretka nauczyła się manipulować pogodą. Oczywiście się nie przyzna, ale ja tam swoje wiem. Żeby sezon zaczynać w maju ? W tym musiały maczać palce siły tyleż nieczyste co wredne. Zresztą jak na mnie spojrzała gdy przeglądałem mapy szukając miejsca na wypad. Padło na Kostrzyn. Wsyd się przyznać bo byłem tam kilka razy, albo przejazdem albo na Woodstoku ale ruder nigdy nie obejrzałem. W niedzielę siadłem więc na Romka mojej ukochanej i w drogę. W ramach wyjaśnienia kilka słów bo wiem, że co niektórzy się zdziwili. K-125 kupiłem Margaretce jak jeszcze miałem R-250. A było to tak. Przeglądam sobie katalog Rometa i nagle słyszę głos za plecami. Ale fajny. Nogi zrobiły mi się miękkie, pewnie bym trzasnął na pysk, ale że siedziałem to twarz zachowałem bez chodnikówek. Oczami wyobraźni zacząłem widzieć jak bierzemy córki i razem na dwóch pojazdach przemierzamy wspaniałe krajobrazy w szerokim świecie. Długo sę nie zastanawiając zadzwoniłem do salonu i następnego dnia zachowując wraz z ojcem pełną konspirę odebrałem prezento-niespodziankę dla mojego słońca. Do domu gnałem jak na skrzydłach mimo że silnik nie dotarty. A tu zamiast zachwytu i podziwiu dla męża który spełnia jej zachcianki jeszcze pretensje i wyzwiska. Że szafa też jej się w katalogu podobała i jakoś nie kupiłem, że kuchenkę nową też komentowała i coś tam jeszcze. Uwierzycie, że normalnie nie przyjmowała do wiadomości moich tłumaczeń, iż nasz status materialny nie pozwala bez przemyślenia dokonywać zakupów za kilka tysięcy złotych. Co za kobieta. Tak czy siak przejechała się dwa razy no a moto zostało. Przynajmniej maw wymówkę, że jej nie można dogodzić. Wracając do drogi. Pogoda dopisywała traska znana Pniewy – Skwierzyna – Kostrzyn – Słubice i na dom. Szczerze mówiąć uwielbiam dojazd do granicy ze Skwierzyny i później wzdłuż Odry. Piękne proste i mały ruch. Twierdza. No cóż na pewno historycznie ciekawe miejsce, potężna budowla tyle, że jak zwykle u nas w 95% w rozsypce. Skomentuję to tak. Twierdza nie twierdza – pojechać zawsze warto. Najważniejsze, że w końcu zrobiła się pogoda na moto i człowiek odżył, bo przez kilka miesięcy czułem jakby kto ściskał mi gardło i nie chciał puścić. Pozdrawiam Zaleś
P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8

















Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.