Gdy
za oknami zrobi się ciepło a nasz maleńki domek zasypie słońce,
często tak siadam w fotelu przy kompie i myślę i myślę i
myślę... Wtedy Margaretka ( jeszcze nie świadoma, ale już czująca
pismo nosem ) pyta – o czym tak myślisz, a ja unoszę skupiony
wzrok ku sufitowi i robię minę jakbym liczył całki w pamięci.
Natenczas ona zagląda mi przez ramię i już wie, że teraz to tylko
pogoda może mnie powstrzymać. Tak było i tym razem. Doszedłem do
wniosku, że dawno nie oglądałem żadnej rudery. Zawsze kochałem
zamki na Dolnym Śląsku, ale że trasy zjażdżone postanowiłem
pyknąć na Pomorze. Gdańskie żeby było bliżej. Czymś orginalnym
wydał mi się Zamek Kieszawski. Traska w sam raz dla Romka i co
najważniejsze częściowo przynajmniej dziewicza. Walę więc od
rana w sobotę na Wągrowiec i już mi się podoba. DW 169, puściutko
asfalt dobry, słoneczko grzeje a widoki to kwintesencja
Wielkopolski. Dalej DW 241 na Tucholę, słuchajcie ja nie potrafię
tego opisać, no ale dawno mi się tak cudownie nie leciało. Równo,
porządne drogi, zielono, ciepło aż człowiek ma ochotę krzyczeć
z radości i chłonąć trasę wszystkimi zmysłami, jakby nic innego
nie istniało i się nie liczyło. Po wjeździe w Bory Tucholskie
jest jeszcze wspanialej, droga 237 i niesamowity zapach drzew przez
jakieś 40 km. Byłem w rożnych miejscach, ale coś takiego żebym
miał w nosie wrażenie spaceru po lesie zdarzyło mi się pierwszy
raz. Kawałek 22 za Czerskiem i po poszukiwaniach trafiam na miejsce.
Kurwa mać. Rudera ogrodzona, że nawet obejść z bliska nie można,
teren prywatny, objeżdżam na około drogami, żadnego miejsca z
fajnym widokiem. Zacząłem śmiać się z siebie serdecznie i
pojechałem dalej. Fajeczka nad jakimś bajorkiem z pomostami i myślę
co dalej. Wracam i zobaczę co jest po drodze. Będę zwiedzał itd.
Nasampierw jednak poczułem się głodny. Nieraz człowiekowi zdarzy
się coś miłego. Bar o wymownej nazwie Papudajnia w Czarnej Wodzie.
Schabowy z kością rzekłbym wzorcowy. Posilony więc w lepszym
humorze ruszam w drogę powrotną. Bodajże za Czerskiem trafiam na
drogowskazy Akwedukt Fojutowo. Postanawiam zahaczyć. Zajebiste
tereny wokół wielkiego kanału Brdy. Zjeżdżam z trasy. Ja bardzo
szanuję pasjonatów rekultywujących wyjątkowe miejsca. Byłem w
kilku jak Dolina Miłości czy Podziemia Arado i zawsze podziwiałem
pasję tych ludzi pozostawiającą w serach niezapomniane wrażenia.
Rozumiem więc nazwy troszeczkę na wyrost, atrakcyjne choć
naciągane opisy, ale ludzie nie można mówić akwedukt o kawałku
tunelu z wodą. Co to ma wspólnego z Rzymskimi budowlami ? To bym
jednak, choć rozczarowany wybaczył. Pominął bym milczeniem, że
straciłem dobre pół godziny. Ale tego że musiałem dojść 600
metrów, w skwarze, a wcale nie było równo – wam nie zapomnę. Na
szczęscie cudowne widoki z siedzenia motocykla szybko sprawiły, że
zapomniałem o tej męczarni. W Tucholi podobno jakaś cudowna
starówka, wjeżdżam w miacho, zakaz ruchu. Zniesmaczony podejściem
do turysty, jadę dalej. Ich strata, chciałem wciągnąć deser
lodowy i kawę. Wreszcie zjeżdżam do portu w Nakle, niby żadna
atrakcja, ale bardzo ładnie można wjechać do samej wody więc
wreszcie coś dla mnie. Do domku grzeję przez Gniezno. I tu dwie
refleksje. Pierwsza Gosia pyta mnie o jażynę do schabu. Opowiadam,
że zajebista surówka w smaku podobna do tej z Bieszczad cośmy byli
kiedyś na wakacjach. Puka się w czoło że niby skąd może
wiedzieć. Ale, że 27 września 1996 o 16:37 wróciłem schlany to
pamięta. No i rzecz druga wyjaśniająca tytuł. Gdybym nastawiał
się na zabytki, zagłębiał w literaturę, łakną wiedzy
historycznej pewnie byłbym wczorajszym dniem rozczarowany, ale
ponieważ jestem motocyklistą, to mam za sobą cudowną sobotę
trasie przy idealnych warunkach i chętnie bym ją powtórzył.
Pozdrawiam Zaleś
P.S.
Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną
podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979
Wieruszowska 2/8
Przypominam,
że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do
polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z
góry dziękuję.
A
jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie
swój adres na dole strony bloga.
ZALEŚ
MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626
STRONA GŁÓWNA
niedziela, 28 maja 2017
niedziela, 21 maja 2017
Nad morze – wyprawa kulinarna.
Wstyd
i hańba, żeby na pierwszego dorsza w sezonie jechać pod koniec
maja. No, ale cóż, filozoficznie napiszę – życie... A pamiętam
jeziora skute lodem i siebie gnającego na rybkę. Niemniej w tą
sobotę postanowiłem się wybrać. Najpierw wyobraźcie sobie
musiałem poprosić Margaretkę o pożyczenie motocykla a nie od razu
się zgodziła, bo przeczytała poprzedni post. Dodała jeszcze, że
moto przeznaczone jest dla dwóch azjatów a ja waże tyle co
czterech Chińczyków. Może i powinienem poczuć się dotknięty,
ale padłem tylko na kolana, ucałowałem stopę żonki i dała
kluczyki. Pozostaną wytarte na kolanach spodnie i zraniona duma. Z
tym że po 20 latach małżeństwa za dużo z niej nie zostało. W
sobotę rano na moto i w drogę. Jechałem przez Czaplinek. Trasy nie
będę Wam opisywał bo zjeżdżona do bólu. Dodam tylko, że przez
ten słoneczny tydzień przyroda rozkwitła w pełni i dojrzała do
stanu letniego. Więc było to, co wszyscy kochamy, jazda wśród
zieleni z zapachem kwitnącego rzepaku w nozdrzach. No słoneczka
brakowało, ale i tak leciało się świetnie. Postoje na fajko-kawkę
tam gdzie zwykle. Z małą różnicą. Smakosze wiedzą, że żołądek
jak mięśnie przed biegiem trzeba rozgrzać. Zatrzymałę się więc
w Białogardzie w Bistro Jajo po rewolucjach. Szwedzki stół
przyzwoity, natomiast żadna szanująca się żona nie podała by
takiej jajecznicy. W sumie lepiej było wtrącić hod-doga na BP i w
ten sposób się roztrenować. Kołobrzeg wiadomo- port, latarnia,
promenada. Za to przy latarnii – szalony Grek. Po chyba już
kilkudziesięciu wyjazdach w celach dorszowych mam się za znawcę i
uważam, że w Kołobrzegu dobrej, klasycznej smażalni nie ma, co
nie znaczy że nie ma gdzie przyzwoicie zjeść ryby. Naprawdę
polecam Szalonego Greka. Przy latarni z widokiem na port, a dorsz
wspaniały choć bez panierki, super dodatki i sos. I co nie bez
znaczenia można zaparkować pod nosem. A człowiek po jedzeniu
powinien się położyć a nie drałować. Jedyny minus, ale sam
jestem sobie winien, obługa się nie zorientowała co dla mnie
znaczy MAŁY kawałek dorsza. Następnym razem nie użyję tego
bluźnierczego słowa przy zamówieniu. No cóż po tych
wspaniałościach na moto i do domku. Tak podsumowując ten wyjazd,
najbardziej rozbawił mnie fakt, że przy Romka spalaniu, okazało
się że więcej wydałem na żarcie i kawy niż paliwo. Pozdrawiam
Zaleś.
P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8
Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.
P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8
Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.
poniedziałek, 15 maja 2017
Twierdza
Powiem
wam zeszło ze mnie wszystko. Politycy przestali mnie wkurzać, te
problemy w robocie to w zasadzie błachostki, a Gosia nie se brynczy
ile chce. Wreszcie pojechałem. Naprawdę mam przeczucie graniczące
z pewnością, że Margaretka nauczyła się manipulować pogodą.
Oczywiście się nie przyzna, ale ja tam swoje wiem. Żeby sezon
zaczynać w maju ? W tym musiały maczać palce siły tyleż
nieczyste co wredne. Zresztą jak na mnie spojrzała gdy przeglądałem
mapy szukając miejsca na wypad. Padło na Kostrzyn. Wsyd się
przyznać bo byłem tam kilka razy, albo przejazdem albo na Woodstoku
ale ruder nigdy nie obejrzałem. W niedzielę siadłem więc na Romka
mojej ukochanej i w drogę. W ramach wyjaśnienia kilka słów bo
wiem, że co niektórzy się zdziwili. K-125 kupiłem Margaretce jak
jeszcze miałem R-250. A było to tak. Przeglądam sobie katalog
Rometa i nagle słyszę głos za plecami. Ale fajny. Nogi zrobiły mi
się miękkie, pewnie bym trzasnął na pysk, ale że siedziałem to
twarz zachowałem bez chodnikówek. Oczami wyobraźni zacząłem
widzieć jak bierzemy córki i razem na dwóch pojazdach przemierzamy
wspaniałe krajobrazy w szerokim świecie. Długo sę nie
zastanawiając zadzwoniłem do salonu i następnego dnia zachowując
wraz z ojcem pełną konspirę odebrałem prezento-niespodziankę dla
mojego słońca. Do domu gnałem jak na skrzydłach mimo że silnik
nie dotarty. A tu zamiast zachwytu i podziwiu dla męża który
spełnia jej zachcianki jeszcze pretensje i wyzwiska. Że szafa też
jej się w katalogu podobała i jakoś nie kupiłem, że kuchenkę
nową też komentowała i coś tam jeszcze. Uwierzycie, że
normalnie nie przyjmowała do wiadomości moich tłumaczeń, iż nasz
status materialny nie pozwala bez przemyślenia dokonywać zakupów
za kilka tysięcy złotych. Co za kobieta. Tak czy siak przejechała
się dwa razy no a moto zostało. Przynajmniej maw wymówkę, że jej
nie można dogodzić. Wracając do drogi. Pogoda dopisywała traska
znana Pniewy – Skwierzyna – Kostrzyn – Słubice i na dom.
Szczerze mówiąć uwielbiam dojazd do granicy ze Skwierzyny i
później wzdłuż Odry. Piękne proste i mały ruch. Twierdza. No
cóż na pewno historycznie ciekawe miejsce, potężna budowla tyle,
że jak zwykle u nas w 95% w rozsypce. Skomentuję to tak. Twierdza
nie twierdza – pojechać zawsze warto. Najważniejsze, że w końcu
zrobiła się pogoda na moto i człowiek odżył, bo przez kilka
miesięcy czułem jakby kto ściskał mi gardło i nie chciał
puścić. Pozdrawiam Zaleś
P.S.
Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną
podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979
Wieruszowska 2/8Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)