ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Wspomnienia dawne, letnie a gorące...

Ale dawno nic nie pisałem. No pora roku taka, że trudno o nowe wrażenia, chyba żeby opisywać dyskusje rodzinne z tym, że na to szkoda mi klawiatury. Dzisiaj jednak pykam sobie fajeczkę i tak jakoś się rozrzewniłem.... Za oknem ten cholerny śnieg więc wracam pamięcią do swojego pierwszego wyjazdu nad morze. Zacznę jednak jeszcze wcześniej bo nie wszyscy pewnie śledzą bloga od początku. Gosia w miarę spokojnie przyjęła wiadomość o tym że kupiłem motocykl. Znaczy jak się dowiedziała – bo przywieźli mi go do pracy. Nie chciałem ryzykować dowózki do domu bo mogłaby uznać,że to pomyłka i odesłać z powrotem albo co gorsza zrobić coś dziecince. Widywałem ją wkurwioną i stąd wiem, że tsunami to nie jest najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka. Ktoś nie żonaty pomyśli – mogłeś jak facet po prostu powiedzieć. Pogadamy jak się ożeni. Prawda bracia męczennicy ? Potrafią zamienić życie w piekło a jak już do niego trafić to choćby godzinę później. Po przyjeździe do domu nabytkiem, fonia zaniknęła na kilka dni , ale na to byłem przygotowany, muszę też jej oddać, że otrzymywałem normalne racje żywnościowe z tym że jej mina w trakcie posiłku odbierała cały apetyt a stół i talerze były jakieś głośniejsze. W tym okresie postanowiłem zmywać po sobie naczynia i skwapliwie zbierać garderobę. Ale że na dłuższą metę jest to nie do wytrzymania bo ona zmywa kiedy chce a ja musiałem jeszcze jedząc, poszedłem do banku. Z ciężkim sercem wyskrobałem kasę na umeblowanie sypialni i po odbyciu reszty kary przy składaniu gratów doprowadziłem stosunki rodzinne do normy. Po tym burzliwym okresie szwendałem się młodzieżowo przez dwa sezony po okolicy, ale po zmianie silnika na większy poczułem, że już czas na wyjazd. Znaczy wyjazd – pojechaliśmy we dwoje na zbiornik Jeziorsko raptem 4 setki tam i nazat. Wtedy poczułem pierwszy raz, że moim domem jest droga. Wkrótce potem pijąc poranną sobotnią kawę doszedłem do wniosku, że jadę. Szczerze mówiąc miałem obawy jak Romek na to zareaguje ale co tam. Trasę do Kołobrzegu znałem na pamięć więc pomalutku, setuchną lecę sobie przez Czarnków na Wałcz. Powiem wam, że z każdym kilometrem tej motocyklowo-dziewiczej drogi czułem się cudowniej. Wiosenna zieleń, słoneczko, pustawa trasa i moto między nogami. Chyba wtedy poczułem, że tak chcę spędzić życie, że To moje życie. Pierwszy postój w Trzciance i dzwonię do domku. Zamiast cześć kochanie słyszę – gdzie jesteś! A jad wylewa się z komórki. Jadę nad morze- i tu skończę opis rozmowy bo nie znam wszystkich słów które wtedy padły z jej słodkich usteczek. Nie zastanawiając się nad tym czy może faktycznie jestem pojebany, nieodpowiedzialny i do niczego wsiadłem na Romka i pojechałem dalej a jechało się tak, że po dwóch minutach nie pamiętałem już tej miłej rozmowy. Gdzieś tam po drodze był jeszcze jakiś postój z tym ze już nie dzwoniłem. W sumie po niecałych sześciu godzinach byłem pod latarnią. Nigdy nie zapomnę ani tych trzystu kilometrów drogi ani uczucia po dotarciu do celu. Nie potrafię tego opisać, ale motocykliści zrozumieją. Nadeszły mnie jednak rozterki. Dzwonić po dorszu z widokiem na morze czy przed. Zdecydowałem, że po. Wciągłem słusznej wielkości rybkę u Rewińskiego bo raz zjeść potrafię dwa cholera wie kiedy jeść znów dostanę i dzwonię. Chciałem odczekać dwa sygnały i rozłączyć że niby nie odebrała, ale nie wyszło. Nieraz zadziwia mnie ta szybkość reakcji, tym z F1 wydaje się że mają refleks. W skrócie – po wysłuchaniu co powiedziała do pierwszego wdechu czyli jakiś piętnastu minutach zdołałem wbić się w ten słowotok wyrazem wracam i nie rozłączając się spokojnie się ubierałem patrząc na wchodzące do portu statki. Nie lubię się rozłączać, ale nie mogłem czekać aż skończy bo w poniedziałek trzeba do roboty więc trudno. Wracałem tą samą trasą i było jeszcze cudowniej niż w tamtą stronę. Już na spokojnie bez obaw o Romka wcinałem się w te piękne łuki w okolicach Połczyna, leciałem sobie równiutko w zniżające się pomalutku słońce i ….. byłem szczęśliwy. Myślałem wtedy o czekających mnie kolejnych wyjazdach, o tym że w końcu znalazłem coś dla siebie i delektując się każdym kilometrem podziwiałem swój piękny motocykl do którego nabrałem bezgranicznego zaufania, którego jak się później okazało nigdy nie zawiódł. Gdzieś przed Poznaniem zacząłem się jednak bać. Wiecie jak to jest gdy instynkt samozachowawczy wydziera ci się do ucha - nie wracaj. Nie wiem czy to motocykl przez te sześć stówek zrobił ze mnie ryzykanta ale pojechałem do domu. Panowie, gdyby spojrzenie mogło zabijać, zmroziło mnie, poczułem dreszcz na plecach, poty na wystąpiły na czoło, ciało pokryło się gęsią skórką a nogi zrobiły się miękkie. I jak ich nie kochać ? Klapłem se w kuchni, z boczku żeby nie zabrakło jej miejsca bo wywód był wzbogacony szeroką gestykulacją i zastanawiam się czy wolno mi zrobić sobie kawę. Wiecie jak to jest jak człowiek słucha a nie słyszy robi się senny. Szczerze mówiąc przyszło mi do głowy jakieś drobne przekupstwo, ale odgonił je inny najrozsądniejszy głos na świecie, który od wtedy stale mi towarzyszy i powiedział WLEJ TO DO ZBIORNIKA. W tym miejscu, na koniec dwie rady. Dla poczatkujących motocyklistów – w tamtym sezonie nakulałem 24 koła. Dla żon – może byśmy jeździli bliżej, ale po co tego słuchać już od popołudnia. Pozdrawiam Zaleś


P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8




Poniższe zdjęcia są z wielu wyjazdów na rybkę Romkiem a było ich sporo....może rozpoznacie jakieś miejsca.













Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.