ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

wtorek, 6 września 2016

Restauracja Obora, zamek Gryf i szlif.

Zaczęło się pięknie. W sobotę Gosia coś wspomniała o zaproszeniu jej osoby na obiad. No cóż, co prawda plany miałem inne, bo sobotę spierdoliłem na niepotrzebną naprawę centralnego ( komu przeszkadza mały wyciek ), ale pomyślałem, że można połączyć przyjemne z zaspokajaniem życzeń żonki. Dawno nie byłem w żadnym zamku, więc zacząłem szukać jakiejś jadłodajni po rewolucjach w przyzwoitej odległości i ruderą w okolicy. Padło na Gryfów Śląski. Gdzie ona by znalazła takiego drugiego co by strawił cały dzień dla jej kaprysów. Wyjazd o ósmej. Leci się super, trochę słonka, trochę chmurek, cieplutko. Mykamy sobie na spokojnie przez Głogów, Bolesławiec. Za Bolesławcem droga właściwie się kończy, ale lecę dalej na Lwówek Śląski i Jelenią. Radzę omijać te wyboje. Odbijamy ze 3 km. Przed Gryfowem obejżeć zamek Gryf. Miejsce kiedyś musiało być imponujące z pięknym widokiem na góry izerskie, niestety teraz zaniedbane i zarośnięte z chamskimi zabezpieczeniami. Cena 15 PLN moim zdaniem nieadekwatna do atrakcyjności. Po wspinaczkach na punkt widokowy, swoją drogą ciekawe dlaczego zawsze lepiej widać z góry, ktoś to głupio wymyślił, jedziemy do gryfowa do knajpy „ Obora „. Akurat widziałem ją w tym tygodniu na powtórkach w TVN. Tym razem jednak sprawdziłem, czy w ogóle ten lokal jeszcze istnieje, żeby nie było tak jak kiedyś w Brzegu. ( polecam post „ Opole – jak mnie okłamała Magda G. ) Knajpka fajna, choć to oczywiście rzecz gustu, natomiast co do oceny to najlepiej pasuje tu słowo – przyzwoicie. Przyzwoita cena, przyzwoity smak, przyzwoita ilość, natomiast nie jest to, jedno z tych miejsc do których, jestem gotów jechać przez pół Polski, żeby coś wszamać. Po posiłku wsiadamy na moto i do domku. Od Lubania deszcz. Do samego Leszna, stajemy dwa razy jak robi się ulewa i płyniemy dalej. Na lotosie w Lesznie tank i pojawia się podwójna tęcza. Koniec opadów. Przed Lipnem, trafia się gwałtowne chamowanie, Hose zaczyna tańczyć na drodze, widzę że nie ma gdzie uciekać a nie dam rady się zatrzymać, więc kładę motocykl. Na szczęście nic nam się nie stało natomiast ST7 trochę ucierpiał. Lusterko, gmol, podnóżek, tylna sakwa i tłumik. Po odgięciu gmola, da radę jednak jechać, choć z nogą na silniku. Wlokę się do domu 80-tką w asekuracji znajomych i myslę o swoim biedactwie ( dziękuję za pomoc ). Do Mosiny plan naprawy już ułożony. W końcu sezon się jeszcze nie skończył. I tu kilka sprostowań. To chyba nie prawda, że zamiast najpierw pomóc żonie podnosiłem motocykl. To chyba nie prawda, że zamiast złożyć pozew rozwodowy, postanowiłem się jej pozbyć wyrzucając z motocykla. To chyba nie prawda, że szybciej naprawiam moto po wypadku niż wymieniam żarówkę w lampie. A może... Tak czy siak w sobotę jadę. Pozdrawiam Zaleś




P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8