ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 23 lipca 2017

Hel – tak jak lubię.

Po tym zeszłotygodniowym wyjeździe geriatryczno-modlitewnym, wreszcze trafiła się bezdeszczowa wolna sobota. Swoją drogą ten sezon mnie nie rozpieszcza. Albo robota, albo deszcz. Jak tak dalej pójdzie sprzedam to w cholerę, kupię jakiś nudny samochód dla nudnych ludzi i będę jeździł do WPN na spacery. Zresztą miejsce w Ciechocinku już wybrane. Po analizach prognoz dochodzę do wniosku, że jeszcze nie byłem na Helu. Ale tak. Woda tam podobno zimna w diabły więc w wakacje nie bardzo, a tak na początku czy końcu sezonu trochę brakuje dnia. Hose dwa razy nie pytać więc trasę zatwierdził, portfel też, no to budzik na czwartą i lecimy się plażować. Dzień jednak nie zaczął się najlepiej. O 4-tej zegar dostał tylko w łeb i pobudka nastąpiła później. Nie zrażony tym wydarzeniem po porannych obrządkach idę robić kawę na drogę. W kuchni średnio się orientuje bo Margaretka jak się nudzi to coś przestawia więc nie mogę zlokalizować termosów. W końcu znajduję jeden. Pierwsza myśl – złośliwie schowała bo nie jedzie. Jaki to trzeba mieć charakter ? W takim nastroju schodzę do garażu, rzucając jeszcze spojżenie pełne goryczy i wyrzutu mojej niewiaście. Mogłem sobie pozwolić bo spała. No na dole okazało się, że drugi termos był w sakiwie. No i powiedzcie, że nie mam racji. Co dziennie wynosi śmieci do kubła, a do moto po termos zajrzeć nie łaska. Rozwiodę się chyba. Ruszamy przed siódmą. Myślę sobie, pogoda ideał, nie za gorąco, zapowiada się dobry dzień. Lecę przez Bydgoszcz, Chojnice, Kościerzynę, Gdynię. Trasa w miarę swieża, asfalt nie najgorszy, więc bawię się jazdą no i już czuję rybkę. Gdynia i Władysławowo lekkie spowolnienie. Jakby kto jechał radzę omijać. Zwłaszcza Rumię i Redę. Wreszcie jestem na półwyspie. Można spokojnie napisać, że dowlokłem się do Helu. No co kilka fotek na plaży i na koń. Zjeść postanowiłem w Juracie. Dorsz „ U Rybaka „ bardzo, bardzo przyzwoity. Polecam, choć w oczekiwaniu na rybę, zdążyłem przemyśleć swoje życie. Tego nie polecam. Doszedłem do wniosku, że trzeba być zdrowo walniętym, żeby jechać 450 km na obiad. Z drugiej strony po przyjeździe do domu o pierwszej w nocy, zjebany wodą bo od Poznania, czyli przez ostatnie 20 z 850 km, ulewa, pomyślałem sobie nareszcie prawdziwa trasa. I uśmiech pojawił się na mej twarzy, jak od hot-doga na shelu. Czego niestety ani Gosia, ani pies nie zrozumieli. Pozdrawiam Zaleś.


P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Hetmańska 88
















Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.