ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 28 czerwca 2015

Wyprawa kulinarna - Głuszyca

Pogoda kurwa taka, że niedługo nie będzie o czym pisać. Miała być relacja z Inwałdu, a tu trza się cofnąć.
Jakiś czas temu, gdzieś między Dreznem a Bawarią weekend był ładny to przyszła mi ochota na pstrąga. No ale najpierw ustalmy fakty. Zjeść lubię jak widać na zdjęciach. Przez ten czas co jeżdżę moto kilka fajnych jadłodajni odkryłem a więc powszechnie wiadomo, że na dorsza jedziemy do Krynicy, gulasz – Cielimowo, pierogi z mięsem- Srebrna Góra, schabowy – Wilkowo, wurst z frytkami – Poczdam no a jak pstrąg trzeba walić do Głuszyczy. Hose jest zawsze gotowy do drogi, zresztą co to za trasa, więc na koń i se pykam. Sam bo moja pani stwierdziła, że raz pstrąga kupi w Mosinia a dwa przez pół Polski na obiad nie pojedzie. Nie wiem skąd wzięła mapę ale trudno. Kierunek zjeżdżony więc dla atrakcji postanowiłem, że w tamtą przez Wrocław z powrotem przez Lubin, a przy okazji odwiedzę naczelnego z Chopper Magazin w Bielawie. Bawił się tam z kolegami w stunt czy coś podobnego, dokładnie nie wiem ale wygląda zajebiście ( pokaz nie redaktor )Muszę przyznać, że mają chłopaki i jaja i opanowane moto zresztą ocencie sami. Link na dole.A bym zapomniał. Po drodze na parkingu w okolicach Żmigrodu otwarł się fajny bar śniadaniowy. Na kiełbasce do grilla nie oszczędzają i kawa normalna.Nie zabawiłem długo na pokazach bo ślinka mi już ciekła na pstrąga. Z Bielawy do Głuszycy nie daleko, ale o tym kawałku drogi warto wspomnieć. Serpentynki w tunelach wyciętych w zieleni, przez prześwity widać miejcowości położone w dolinach, kwintesencja Karkonoszy od strony drogi. Za chwilę na miejscu – smażalnia muzeum w Winnicy się rozrasta, mimo to jadło trzyma niezmiennie poziom. Pstrąg REWELACJA nie zdżarłem dużo, ale naprawdę skąd by się nie jechało – warto. Lekko śpiący, bo mam zwyczaj odpoczywać po obfitym posiłku wsiadam na moto i walę przez Wałbrzych na haus. I znowu piękna trasa w okolicach Jedliny i o dziwo dobry asfalt. Coś chyba jest nie tak z moim żołądkiem bo w Głogowie zrobiłem się głodny. No tu już nie ma wyjścia, podjechałem jeszcze kawałek i staję w Wilkowie, patrzę remont. No ale widzę właścicielkę więc pytam o strawę dla strudzonego wędrowca. Proponuje mi pyzy z mięsem nazewnictwo wschodnie ale co tam, nakładać. Ludzie MARZENIE super głodny nie byłem więc wciągłem tylko dwie porcje ale usta chciały więcej. Posilony dotarłem już bez przeszkód do domku gdzie moje kochanie akurat świetnie się bawiło przy prasowaniu jakiś szmat. Na pytanie co chcę na kolację , rzucam stanowcze – nic. I odpowiedź okazuje się super choć przypadkowo trafiona ,Gosia pomyślała, że jestem zły bo nie jechała więc wieczór zrobił się wyjątkowo i egoistycznie miły. Co ją z błędu wyprowadzał, nie. Pogoda zajebista, droga zajebista, żarcie zajebiste, zakończenie też. Pozdrawiam Zaleś

P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 













Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Dzięki. 

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=821305107946799&set=pcb.821305974613379&type=1&theater

piątek, 12 czerwca 2015

Grado - Wyjazd Roku


Z opóźnieniem spowodowanym publikacją w Chopper Magazin ( zachęcam do prenumeraty ), ale wreszcie mogę podzielić się z Wami moimi wrażeniami z wyjazdu do Włoch.

 Wiecie jak to jest jak się jedzie z kobietą nad Bałtyk. Za zimno, za ciasno, za wietrznie, za duże fale a w ogóle to woda jest mokra i słona. Po tylu wspólnych latach postanowiłem zabrać swoje kochanie nad ciepłe morze - niech ma. Normalny facet ( nudziaż ) poszedłby do biura podróży, zaklepałby samolot, wycieczki, on inclusive, czy jak to się nazywa, kupił nowe torby i garderobę. Ale ja jestem motocyklistą. Zszedłem więc do garażu, odkużyłem namiot, opróźniłem sakwy, uszykowałem mapy i tyle. Moto było po przeglądzie  więc gotowe do samotnej wyprawy. Dzień pierwszy zaplanowałem delikatnie- dotrzeć nad Dunaj i przenocować, jak się później okazało niepotrzebnie. Wyjazd z opóźnieniem bo Gosia się wieczorem rozmyśliła a jak byłem już spakowany do drogi jednak stwierdziła, że jedzie, liczyła że sam nie pojadę na planowaną od miesiąca wyprawę czy co ? Droga przez Lubawkę- Pardubice- Jlichawę – znacie. Po holernych nie oznakowanych objazdach w Czechach na nocleg przybyliśmy o dziesiątej w Marbach ad Donau. Kamping świetny nad samym Dunajem z widokiem na przepływające pięknie oświetlone knajpki. Austryjak rano też okazał się normalny i po mojej uwadze - nicht papiren – skasował mniej. 






Dalej w trasę – podniecony tym, że biedni Austryjacy płacą za paliwo taniej niż my, pognałem w Alpy, niestety tamtejsza Polizei nie zrozumiała mojego entuzjazmu i jak się okazało też ma suszarki więc w góry wjechałem już trochę ostudzony. Alpy i trasa nr. 20 nie da się opisać, robiłem zdjęcia ale nie oddają tego co się tam odczuwa na motocyklu. Przepięknie zwłaszcza w okolicach Marizel.Droga super i zakręty, zakręty, zakręty. Właściwie wspaniale wyprofilowane łuki. Nie wiem z czego się robi klocki hamulcowe, ale pachną nieprzyjemnie. Znów poczułem zapach z ojca Mazdy za szczenięcych lat. Dalej dojazd do Faker-see, tam gdzie największy zlot Harleya w Europie – akurat był – to tak żeby nie być na gołosłownym bo złożyłem deklarację na fejsie że będę miał zdjęcie z pomnikiem motocyklisty. Tam z trasy widać Słoweńskie góry i ten widok mnie przekonał do dalszej jazdy autostradą choć już wcześniej zrozumiałem, że albo się jedzie albo ogląda krajobrazy bo jednocześnie to prosta droga w dół i dosłownie i w przenośni. Dalej do Włoch, widoki bajka ale 400km zakrętów to trochę dużo, nie wiem czemu ale uwielbiam też tunele - jak ktoś z czytających jest po psychologi proszę o info.









Na Grado byliśmy pod wieczór. Typowy Kurort . Mnie urzekły leżaki i bary przy morzu, ciepła woda i wąskie uliczki w mieście, takie ze starych filmów z praniem na okiennicach – Gosię jakuzi przy basenie dla dzieci ( właśnie po to jechałem taki szmat drogi). Kampiagio Al Basko- bardzo ładny, z własną plażą no ale niemieckiego ornungu to tam nie ma. Połazilśmy po knajpkach, ale te wszystkie calzone, pizze i spagetti to przekąski więc zrozumiałem, że wsprawie jedzenia trzeba się cofnąc do Austrii. Włochy - oczekiwania spełnione - dupy nie urywa. Info dla kawoszy- zamawiajcie coffe amerikano bo ich esspreso można jeść i pali w gardle. Pobyczyliśmy się na plaży i z powrotem. 















Nie chciało nam się rozbijać na kempingu to walneliśmy powrót na raz, żeby Gosia przy okazji zdała egzamin na żonę motocyklisty, choć wczuła się w klimat chyba za bardzo bo w okolicach Kudowy na moją sugetię, że może byśmy coś przekąsili zastanawiała się czy warto się rozkładać z jedzeniem przed domem. W każdym razie dzielna dziewczynka wysiedziała te 1250km więc jej zaliczyłem. Łatwo licząc wyjazd ponad 2500 bardzo fajnych kilometrów, super wrażenia- jestem spłukany. Podsumowując. Dunaj – zagospodarujmy Wartę. Przedgórze Alp – powiększmy Karkonosze. Alpy – nadmuchajmy Tatry. Adriatyk – podgrzejmy Bałtyk. Włoszki – dajmy naszym na solarium. Schabowe – zostawmy w spokoju.

P.S. Co się człowiek namęczy, żeby dogodzić kobiecie.












P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań.


Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Dzięki.