Wstyd
i hańba, żeby na pierwszego dorsza w sezonie jechać pod koniec
maja. No, ale cóż, filozoficznie napiszę – życie... A pamiętam
jeziora skute lodem i siebie gnającego na rybkę. Niemniej w tą
sobotę postanowiłem się wybrać. Najpierw wyobraźcie sobie
musiałem poprosić Margaretkę o pożyczenie motocykla a nie od razu
się zgodziła, bo przeczytała poprzedni post. Dodała jeszcze, że
moto przeznaczone jest dla dwóch azjatów a ja waże tyle co
czterech Chińczyków. Może i powinienem poczuć się dotknięty,
ale padłem tylko na kolana, ucałowałem stopę żonki i dała
kluczyki. Pozostaną wytarte na kolanach spodnie i zraniona duma. Z
tym że po 20 latach małżeństwa za dużo z niej nie zostało. W
sobotę rano na moto i w drogę. Jechałem przez Czaplinek. Trasy nie
będę Wam opisywał bo zjeżdżona do bólu. Dodam tylko, że przez
ten słoneczny tydzień przyroda rozkwitła w pełni i dojrzała do
stanu letniego. Więc było to, co wszyscy kochamy, jazda wśród
zieleni z zapachem kwitnącego rzepaku w nozdrzach. No słoneczka
brakowało, ale i tak leciało się świetnie. Postoje na fajko-kawkę
tam gdzie zwykle. Z małą różnicą. Smakosze wiedzą, że żołądek
jak mięśnie przed biegiem trzeba rozgrzać. Zatrzymałę się więc
w Białogardzie w Bistro Jajo po rewolucjach. Szwedzki stół
przyzwoity, natomiast żadna szanująca się żona nie podała by
takiej jajecznicy. W sumie lepiej było wtrącić hod-doga na BP i w
ten sposób się roztrenować. Kołobrzeg wiadomo- port, latarnia,
promenada. Za to przy latarnii – szalony Grek. Po chyba już
kilkudziesięciu wyjazdach w celach dorszowych mam się za znawcę i
uważam, że w Kołobrzegu dobrej, klasycznej smażalni nie ma, co
nie znaczy że nie ma gdzie przyzwoicie zjeść ryby. Naprawdę
polecam Szalonego Greka. Przy latarni z widokiem na port, a dorsz
wspaniały choć bez panierki, super dodatki i sos. I co nie bez
znaczenia można zaparkować pod nosem. A człowiek po jedzeniu
powinien się położyć a nie drałować. Jedyny minus, ale sam
jestem sobie winien, obługa się nie zorientowała co dla mnie
znaczy MAŁY kawałek dorsza. Następnym razem nie użyję tego
bluźnierczego słowa przy zamówieniu. No cóż po tych
wspaniałościach na moto i do domku. Tak podsumowując ten wyjazd,
najbardziej rozbawił mnie fakt, że przy Romka spalaniu, okazało
się że więcej wydałem na żarcie i kawy niż paliwo. Pozdrawiam
Zaleś.
P.S.
Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną
podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979
Wieruszowska 2/8
Przypominam,
że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do
polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z
góry dziękuję.
A
jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie
swój adres na dole strony bloga.
Mamy przynajmniej nadzieję, że dorsz smakował. To prawda w tym sezonie pogoda póki co nie dopisuje no ale zobaczymy, może jakimś cudem sezon potrwa bardzo długi i będzie można wybrać się w Bieszczady na jesień i zobaczyć piknę kolorki lasów.
OdpowiedzUsuń