ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 21 maja 2017

Nad morze – wyprawa kulinarna.

Wstyd i hańba, żeby na pierwszego dorsza w sezonie jechać pod koniec maja. No, ale cóż, filozoficznie napiszę – życie... A pamiętam jeziora skute lodem i siebie gnającego na rybkę. Niemniej w tą sobotę postanowiłem się wybrać. Najpierw wyobraźcie sobie musiałem poprosić Margaretkę o pożyczenie motocykla a nie od razu się zgodziła, bo przeczytała poprzedni post. Dodała jeszcze, że moto przeznaczone jest dla dwóch azjatów a ja waże tyle co czterech Chińczyków. Może i powinienem poczuć się dotknięty, ale padłem tylko na kolana, ucałowałem stopę żonki i dała kluczyki. Pozostaną wytarte na kolanach spodnie i zraniona duma. Z tym że po 20 latach małżeństwa za dużo z niej nie zostało. W sobotę rano na moto i w drogę. Jechałem przez Czaplinek. Trasy nie będę Wam opisywał bo zjeżdżona do bólu. Dodam tylko, że przez ten słoneczny tydzień przyroda rozkwitła w pełni i dojrzała do stanu letniego. Więc było to, co wszyscy kochamy, jazda wśród zieleni z zapachem kwitnącego rzepaku w nozdrzach. No słoneczka brakowało, ale i tak leciało się świetnie. Postoje na fajko-kawkę tam gdzie zwykle. Z małą różnicą. Smakosze wiedzą, że żołądek jak mięśnie przed biegiem trzeba rozgrzać. Zatrzymałę się więc w Białogardzie w Bistro Jajo po rewolucjach. Szwedzki stół przyzwoity, natomiast żadna szanująca się żona nie podała by takiej jajecznicy. W sumie lepiej było wtrącić hod-doga na BP i w ten sposób się roztrenować. Kołobrzeg wiadomo- port, latarnia, promenada. Za to przy latarnii – szalony Grek. Po chyba już kilkudziesięciu wyjazdach w celach dorszowych mam się za znawcę i uważam, że w Kołobrzegu dobrej, klasycznej smażalni nie ma, co nie znaczy że nie ma gdzie przyzwoicie zjeść ryby. Naprawdę polecam Szalonego Greka. Przy latarni z widokiem na port, a dorsz wspaniały choć bez panierki, super dodatki i sos. I co nie bez znaczenia można zaparkować pod nosem. A człowiek po jedzeniu powinien się położyć a nie drałować. Jedyny minus, ale sam jestem sobie winien, obługa się nie zorientowała co dla mnie znaczy MAŁY kawałek dorsza. Następnym razem nie użyję tego bluźnierczego słowa przy zamówieniu. No cóż po tych wspaniałościach na moto i do domku. Tak podsumowując ten wyjazd, najbardziej rozbawił mnie fakt, że przy Romka spalaniu, okazało się że więcej wydałem na żarcie i kawy niż paliwo. Pozdrawiam Zaleś.




P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8















Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.

1 komentarz:

  1. Mamy przynajmniej nadzieję, że dorsz smakował. To prawda w tym sezonie pogoda póki co nie dopisuje no ale zobaczymy, może jakimś cudem sezon potrwa bardzo długi i będzie można wybrać się w Bieszczady na jesień i zobaczyć piknę kolorki lasów.

    OdpowiedzUsuń