ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 4 grudnia 2016

Moje góry

Tak kochana żono, drogie dzieci, rodzice i znajomi. Jestem jebnięty. Zamiast w okolicach czterdziestki ustatkować się, kupić trochę akcji, dbać o trawnik przy domu, chadzać w odwiedziny i latać na wakacje all-inclusive ( musiałem sprawdzić jak to się pisze ) , kręci mnie żarcie na stacjach benzynowych, mam dwie pary dżinsów a za najważniejszą część dobytku uważam motocykl. Zamiast jak człowiek w niedzielę, czy sobotnie popołudnie, pospacerować z rodziną i psem, przeważnie gnam do domu Bóg wie skąd w przepoconych ciuchach, z niedomytymi rękami a w głowie zamiast domowych pieleszy siedzi mi już następny wyjazd. Jednak ten pojeb, który zamiast cieszyć się kolejnym wyciągiem z konta, wlewa swoją przyszłość do baku, ma coś czego wy mieć nigdy nie zrozumiecie. Najlepiej obrazuje to jazda po górach. Kiedy poznasz to uczucie gdy kładziesz się z maszyną w serpentynie, gdy czujesz jak moto wlecze cię pod górę, gdy za każdym winklem odkrywasz nowy cudowny widok, a każdy kolejny kilometr odrywa cię od codzienności, dopiero wtedy wiesz, że żyjesz. Wiec wypchajcie się drodzy normalni, swoimi portfelami, tytułami, stanowiskami bo w moim sercu mieszka wolność a przede mną cały świat. Trochę wspomnień na pikczerach. Pozdrawiam Zaleś.

ZDJĘCIA TUTAJ



P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8




Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.

poniedziałek, 31 października 2016

A ciemności spowiją ziemię.

Jak co roku, mniej więcej na przełomie października i listopada świat pogrąża się w smutku i ciemności a zło podnosi łeb i wypełza ze swoich pieczar. Znaczy kończy się sezon. Już nie będziemy wyczekiwać weekendów z radosnym uśmiechem na ustach, lecz z sercem pełnym lęku, kogo będziemy musieli KONIECZNIE odwiedzić. Już nie będziemy łapać wiatru w usta i włosy ( oczywiście o ile kto posiada ), lecz śrubokręty i szpachtułki w ręce. Już nie poczujemy promieni słońca na twarzy lecz pył szlifowanego gipsu. A w dłoni zamiast dzierżyć manetkę, będziemy trzymać kombinerki. I moc poczujesz jedynie jak pierdolnie cię prąd. Zło panowie bracia, wypełznie z naszych kuchni i sypialni i opanuje świat wolnych ludzi. Zło panowie bracia, wespół mamusiami postara się stłamsić nasze wolne dusze i zdeptać naszą pasję. Ale gdy już będziesz padał pod ciężarem kolejnej wizyty w markecie czy kurtuazyjnej wizyty, rozmawiając z ludzmi, którzy cię nudzą o rzeczach, które cię nie interesują i gdy nawet pies nie zamerda ogonem w twojej obronie ( bo też przez zło zastraszony ) wtedy zawsze możesz wykraść się w środku nocy, odpalić po cichutku kompa i modląc się by zła nie obudzić, zobaczyć gdzie w ubiegłym sezonie byłeś. Nie polecam jawnego oglądania wspomnień bo w tym mrocznym okresie, zło jest wyjątkowo wrażliwe na najmniejszy nawet promyk światła. Zaraz się zaczyna:
  • Mało ci było latem ?
  • Ile nas to kosztowało ?
  • Znów będziesz siedział pół roku nad mapami ?
  • Już ci się dupa rwie ?
A później życie zamienia się w piekło tyle, że nie ma jak uciec. Niemniej ja się nie poddam. Przeczekam do wiosny w głębi duszy mając obrazy z tych 16 tys. kilometrów w tym sezonie. Jak komu brakuje własnych pikczerów dzielę się swoimi. Powodzenia panowie bracia.







P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8






















Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Będę wdzięczny i z góry dziękuję.
A jeżeli chcecie otrzymywać linki do nowych postów na maila podajcie swój adres na dole strony bloga.

wtorek, 6 września 2016

Restauracja Obora, zamek Gryf i szlif.

Zaczęło się pięknie. W sobotę Gosia coś wspomniała o zaproszeniu jej osoby na obiad. No cóż, co prawda plany miałem inne, bo sobotę spierdoliłem na niepotrzebną naprawę centralnego ( komu przeszkadza mały wyciek ), ale pomyślałem, że można połączyć przyjemne z zaspokajaniem życzeń żonki. Dawno nie byłem w żadnym zamku, więc zacząłem szukać jakiejś jadłodajni po rewolucjach w przyzwoitej odległości i ruderą w okolicy. Padło na Gryfów Śląski. Gdzie ona by znalazła takiego drugiego co by strawił cały dzień dla jej kaprysów. Wyjazd o ósmej. Leci się super, trochę słonka, trochę chmurek, cieplutko. Mykamy sobie na spokojnie przez Głogów, Bolesławiec. Za Bolesławcem droga właściwie się kończy, ale lecę dalej na Lwówek Śląski i Jelenią. Radzę omijać te wyboje. Odbijamy ze 3 km. Przed Gryfowem obejżeć zamek Gryf. Miejsce kiedyś musiało być imponujące z pięknym widokiem na góry izerskie, niestety teraz zaniedbane i zarośnięte z chamskimi zabezpieczeniami. Cena 15 PLN moim zdaniem nieadekwatna do atrakcyjności. Po wspinaczkach na punkt widokowy, swoją drogą ciekawe dlaczego zawsze lepiej widać z góry, ktoś to głupio wymyślił, jedziemy do gryfowa do knajpy „ Obora „. Akurat widziałem ją w tym tygodniu na powtórkach w TVN. Tym razem jednak sprawdziłem, czy w ogóle ten lokal jeszcze istnieje, żeby nie było tak jak kiedyś w Brzegu. ( polecam post „ Opole – jak mnie okłamała Magda G. ) Knajpka fajna, choć to oczywiście rzecz gustu, natomiast co do oceny to najlepiej pasuje tu słowo – przyzwoicie. Przyzwoita cena, przyzwoity smak, przyzwoita ilość, natomiast nie jest to, jedno z tych miejsc do których, jestem gotów jechać przez pół Polski, żeby coś wszamać. Po posiłku wsiadamy na moto i do domku. Od Lubania deszcz. Do samego Leszna, stajemy dwa razy jak robi się ulewa i płyniemy dalej. Na lotosie w Lesznie tank i pojawia się podwójna tęcza. Koniec opadów. Przed Lipnem, trafia się gwałtowne chamowanie, Hose zaczyna tańczyć na drodze, widzę że nie ma gdzie uciekać a nie dam rady się zatrzymać, więc kładę motocykl. Na szczęście nic nam się nie stało natomiast ST7 trochę ucierpiał. Lusterko, gmol, podnóżek, tylna sakwa i tłumik. Po odgięciu gmola, da radę jednak jechać, choć z nogą na silniku. Wlokę się do domu 80-tką w asekuracji znajomych i myslę o swoim biedactwie ( dziękuję za pomoc ). Do Mosiny plan naprawy już ułożony. W końcu sezon się jeszcze nie skończył. I tu kilka sprostowań. To chyba nie prawda, że zamiast najpierw pomóc żonie podnosiłem motocykl. To chyba nie prawda, że zamiast złożyć pozew rozwodowy, postanowiłem się jej pozbyć wyrzucając z motocykla. To chyba nie prawda, że szybciej naprawiam moto po wypadku niż wymieniam żarówkę w lampie. A może... Tak czy siak w sobotę jadę. Pozdrawiam Zaleś




P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8




























poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Stegna – pożegnanie lata.

Co prawda tytuł na wyrost, bo żeby się żegnać trzeba najpierw być, ale niech będzie. W ten weekend nie mogłem inaczej. Od powrotu z Alp czekałem na pogodę, żeby się poplażować i wszamać kawałek rybki. Jak było sami wiecie. Nad morzem ludzie w kurtkach, czapkach... z nartami. Biznes termoforowy przeżywał rozkwit. I wreszcie na sam koniec wakacji, lato z widokówki. W robocie zarządziłem długi weekend i na moto. Kierunek Stegna. W zasadzie wszystko jedno Jantar, Stegna, Krynica byle do zatoki gdańskiej bo tam woda cieplejsza o 3-4 stopnie. Co do drogi, nie ma się co powtarzać z opisem. Z Poznania na Bydgoszcz i 91 w górę przez Malbork nad Bałtyk. Leciało się jak latem – co tu więcej napisać. Może tylko wspomnę o 91 od Świecia. Kiedyś notoryczny korek, teraz bajka. Szeroko, super asfalt, pusto, można poganiać. Naprawdę czułem się jak na jednopasmowej autostradzie. Rewelacja i to w obie strony. Polecam. Po dojechaniu, camp. Wiecie jak lubię spacerować więc wybrałem miejsce jakieś 30 metrów od plaży. Znaczy jak idzie się bramą bo przez płot wyskakuje się na plażę. Żarcie pod twarzą bo wyjście z campu wprost głównego wejścia na kąpielisko a jak kto woli na miejscu basen. Namiot w cieniu drzew więc camping 180 w Stegnie warto odwiedzić. Polecam. Co do atrakcji, to jechałem na plażing i nic poza piachem i słoną wodą mnie tym razem nie interesowało. Jeśli chdzi o papusianie, powszechnie wiadomo, że w sprawie dorsza trza odwiedzić Krynicę Morską postanowiłem jednak zaryzykować. Smakoszą jak ja, wystarczy rzut oka do kuchni, żeby się zorientować co jest lołz. Co niby o przyrządzaniu ryby dla Zalesia mogą wiedzieć sezonowe młokosy. Wkraczać w wiek rozrodczy może kelnerka, ale nie kuchmistrz. Do Krynicy zdażało mi się jechać specjalnie na obiad z Mosiny, więc o ten kawałek ze Stegny mi nie chodziło, ale postanowiłem poszukać czegoś na miejscu. „ U Pirata „ od razu mi się spodobało. Kilka stolików, spokój, a nie lubię harmidru w czasie konsumpcji, popielniki na stołach, a Pani kucharka w odpowiednim wieku i figurze. Co do dorsza, „ Laguny „ nie przebił, ale miruna.... tu będzie co wspominać. Po zaspokojeniu pierwszego głodu kawalątkiem rybki, udaliśmy się nad wodę mimo że mam zwyczaj wypoczywać po obfitym posiłku przy czym długość drzemki uzależniam od tego co spożywałem. Nie mniej plażingu w tej sytuacji nie mogłem odpuścić. Wieczorem, spacerki, rozmowy, patrzenie w gwiazdy przed namiotem i wsłuchiwanie się w odgłos morza. Od rana kapiel w Bałtyku przy wschodzącym słońcu, kawka na plaży pod kilka papierosków, żeby nie przesadzić z tym całym jodem. Po porannych, biwakowych obrzędach czas budzić Gosiaczka, ona zawsze bez budzenia śpi do dziwiątej, pewnie dlatego że jej niewygodnie i hałas i robaki i w ogóle. Obok rodzina na rowerach, ponoć drugi tydzień w trasie. Gość zobaczył jak wracam po bachaniu znad morza i bezczelnie mi się pyta czy też rano biegam. Noż kurwa mać. Nie po to od ćwierć wieku niszczę organizm fajkami, złą dietą i innymi używkami, żeby od rana, na wakacjach spotykały mnie takie obelgi. Miałem ochotę mu wygarnąć, ale że z plaży i do namiotu było pod górkę, to złapałem lekką zadyszkę, zapaliłem więc tylko wymownie papierosa i grzecznie odpowiedziałem, że sobie podaruję po czym zasiadłem do konsumcji pączka. Dzień drugi jak pierwszy, tyle że plażujemy się już od rana. Patrząc na tłumy nad morzem mam wrażenie, że oglądam widokówkę z kurortu i tak właśnie tym razem miało być. Po południu praktycznie nie wychodzę z wody bo pojawiły się fale. Wieczorem Goga namówiła mnie na pieszą wycieczkę po nadmorskich straganach, zmarnowana godzina, ale widziałem szczęście w jej oczach gdy hasała między pierdołami więc niech jej będzie. Wieczorem kolacyjka, promenada, spotykamy ekipę motocyklową z Makowa więc trochę moto-pogaduchy, pozdrawiamy. Trochę przygnębia fakt, że jutro wyjazd a to pewnie ostatni biwak w tym roku. Rano na moto i do domku. Leci się wyśmienicie choć robi się coraz bardziej gorąco. Droga wbrew oczekiwaniom nie zakorkowana, więc Hose wręcz pożera kilometry. Pozdrawiam spotkanych pod Żninem Panterę i Jarona. Prawdziwi bikersi zawsze się zatrzymają widząc kogoś stojącego w nietypowym miejscu. Pomoc co prawda nie była nam potrzebna, ale dziękujemy za chęci. I tak zakończył się ostatni weekend tego lata, dobrze że nie sezonu. Pozdrawiam Zaleś.



P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. 513026979 Wieruszowska 2/8