ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

sobota, 6 czerwca 2015

Traska po Bawarsku

Miałem jechać z Gosią do Bawarii, niestety to moje coś się dzień przed wyjazdem rozmyśliło więc musiałem zmienić plany i pojechałem sam. A tak miało być romantycznie, kolacja w małej knajpce z widokiem na Alpy. Bity tydzień przypominałem sobie te brednie, które jej kiedyś opowiadałem żeby.... za mnie wyszła. Nic się nie zmieniło wtedy sam siebie nie mogłem słuchać teraz też mi było niedobrze. Ale cóż i tak dupa blada bo do telefonu nie będę robił oczu grelmina. Tak czy siak za cel wyprawy obrałem Kehlstainhaus – orle gniazdo Hitlera. Wyjazd o piętej rano. Było już cieplutko więc lecę na Jakuszyce z uśmiechem na twarzy zwłaszcza od Lubina. Z Leszna zamiast jak człowiek jechać na Głogów zachciało mi się przez Górę. 10 km krócej, pół godziny dłużej- odradzam. Czechy biorę przez Pragę i Czeskie Budziejowice. Lekki korek na obwodnicy stolicy naszych sąsiadów ale, że oni są wychowani to biorę go środkiem nawet nie specjalnie mnie to spowalnia. Austria tu trochę nerwów bo wiem, ż e trzeba wykupić winetę na autostrady, ale do Linzu nie było gdzie. Z tamtąd na Salzburg i za 30 km jestem na Campingu Auwirt w Kaltenhausen. Polecam to miejsce. Coż no wieczór samotny więc trochę nie taki mimo widoku na słońce zachodzące nad górami i pyszne jedzonko. Cholera by wzięła to babsko. Jak zarzuci sidła w młodości to już nie puści. Niby człowiek myśli – żyć się nie da, zabić nie wolno ale jednak jak nie ma to tęskni. Pikczery z dojazdu i Campu poniżej.









Rano pobudeczka, poodychać trochę żeśkim alpejskim powietrzem z lekką nutą nikotyny. Kumacie temat, usiadłem sobie nad strumykiem płynącym przez Camp z kubkiem kawy, nogi na trawce z rosą i patrzę jak niebo podkreśla szczyty gór na około. A to głupie nie pojechało. Zwinąłem bambetle, prysznic i na Hose. Walę do Niemiec. Generalnie do Berchtesgaden a tam najpierw nad Koningsee – jezioro w górach – coś jak Morskie Oko tylko pływają po nich stateczki wycieczkowe a rejs trwa prawie godzinę.



Dalej do punktu docelowego. Kehlstain. Poprzedniego wieczoru byłem przerażony. Na folderze co mi dali w recepcji była mapka. Patrzę i kurwa mać parking 7 km od herbaciarni. Pod górę. To nie Srebrna Góra żeby olać zakaz wjazdu. Pomyślałem nie pójdę. Za cholerę. Niektórzy i tak mają mnie za wariata, bo potrafię jechać kilkaset km, żeby se zrobić fotkę to niech teraz mają mnie za kompletnego debila ale i tak nie pójdę. Widziałem takich od chodzenia w Hallein i na kampie. Ślepia na wierzchu, ozór przy ziemi i walą pieszo albo na rowerze pod górę. Kurwa jakby Bóg chciał żebyśmy biegali to by nam dał 4 łapy zamiast przeciwstawnych kciuków. A jeszcze wieczorem żrą na kolacje coś co mi postawili po lewej od talerza i mówią o szczęciu. Aż kolacja przestaje smakować. Na szczęście moje obawy były nieuzasadnione bo genialni Niemcy zrobili tam linię autobusową. Wolę popracować rękami i głową na kilka euro zamiast łazić pieszo. Wrażeń z wjazdu autobusem po tej ścieżce i samych widoków z góry nie da się opisać muszą Wam wystarczyć zdjęcia.














Po zjeździe doszedłem do wniosku, że skoro tak pięknie to wygląda z góry to muszę to zobaczyć od dołu najwyżej dołożę do powrotu ze 200 km, ale jak już tu jestem to se pojeżdżę po alpach. Zamiast do domku jadę więc na Villach, za Bischopshofen na Graz i z powrotem na Linz. Takie kółeczko naprzemiennie między górskimi masywami po 2500npm i w tunelach. BAJECZKA. No niestety albo się jedzie albo robi fotki, więc fotorelacja uboga, ale wierzcie te 200 km pozostawiło mi w sercu wszystko co kocha motocyklista. A to głupie nie pojechało.



Coś koło piątej wjeżdżam do Czech. Na stacji pod Pragą spotkałem super wiarę ze Stuttgartu, para na BMW - 22 dni w drodze – europa od północy i zachodu – Maroko – Afryka od północy i przez Turcję, Węgry wracali do domu. Od razu ich polubiłem chociaż od tego gadania rozbolały mnie ręce. Trochę pojechaliśmy razem no ale ja z Pragi na północ.


 Niby gdybym jechał z Gosią planowałem nocleg na Campie w miejscowości Mala Skala ale to raj dla dla miłośników górskiego kajakarstwa, kolarstwa i innych niedorzeczności więc pognałem do domu. O świcie dotarłem. W sumie nieco ponad 1800 km super przygody, jaka była pogoda to sami wiecie. W alpy na pewno jeszcze pojadę a w Austrii się zakochałem bo nawet na stacjach benzynowych są popielniczki. Sprawa druga byłem wieczorem w Hallein, żaden znany kurort jak Insbruk czy Bischofshofen. Jego nazwę zaraz zapomnę jak i Wy. Miasteczko tętniło życiem. Następnego dnia o tej samej porze przejeżdżałem przez Szklarską jeden z najbardziej znanych ośrodków wypoczynkowych w kraju miasto wymarłe.....
Pozdrawiam Zaleś.
P.S. Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną podziękowania dla Motoclub Poznań. Wieruszowska 2/8 . Tel. 513 026 979 lub 61 833 30 88




Przypominam, że moją facebookową stronę można polubiać, polecać innym do polubienia, udostępniać i co tam jeszcze... Dzięki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz