ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

sobota, 22 listopada 2014

Jak się zaczęło prawdziwe jeżdżenie.

Po dwóch sezonach snucia się po okolicach R-150 w końcu na rynku pojawił Romet dyvision 249. Cichy ze Środy Wlkp. u którego bywałem na przeglądach podjął się wmontowania jednostki z dyvisiona do mojego modelu. Dotarłem silnik przy okazji dobierając zębatki, Gosia okupiła się w podobno niezbędne ubrania i w zasadzie byliśmy w trójkę gotowi. Pierwsza trasa którą dziś mogę nazwać wyjazdem wiodła do miejscowości Warta przy zbiorniku jeziorsko, który chciałem zobaczyć. Dlaczego? Coś tam usłyszałem w TV. Była jakaś powódź czy coś. W przyszłości moje wyprawy często brały początek w wiadomościach. Coś tam mówili w tygodniu, w sobotę wyjazd o ile mapy pogodowe pozwalają. Przy okazji najbardziej wiarygodny portal prognozowy „ TwojaPogoda”, następne trzy dni naprawdę bardzo dokładnie i w rozbiciu na godziny. Więc wsiedliśmy na moto i w trasę. Trochę nerwowy bo mimo, że do tej pory Romek nigdy nawet nie kaszlnął, pierwszy raz jechaliśmy we dwoje ponad 200 km od domu. Trasa przez Jarocin – Turek. Kąpiel i z powrotem. Widoki wielkopolskie czyli ślicznie ale znajomo i równo. Pod wieczór byliśmy w domu. Gosia z bolącą pupą ja z samotnym wyjazdem nad morze w głowie. Kluczowe w tym wyjeździe było to, że motocykl nie zawiódł, a możliwości jezdne we dwoje okazały się wystarczające do dalszych podróży. Za tydzień już gnałem przez Wałcz- Czaplinek do Kołobrzegu. Postoje robiłem jak i do tej pory mniej więcej co 100 km bo mój organizm domaga się nikotyny a myślenie o fajkach psuje odbiór wrażeń z drogi. Tam i nazad z przerwą dorszowo-obiadową zajęło mi 11 godzin. Z tego wyjazdu zapamiętałem kilka bardzo ważnych rzeczy. Nabrałem bezgranicznego zaufania do Romka. Odkryłem, że to co mnie kręci w motocyklu to trasa, a nie zloty. Im dłużej i dalej tym większa frajda. Zobaczyłem, że 600 km dziennie to nie problem tylko super przygoda. Podobały mi się zdziwione miny motocyklistów nad morzem widzących Romka na poznańskich blachach a i zaskoczenie kumpli z towarzystwa. To był początek mapy wiszącej w siedzibie ( Mosińskiego Towarzystwa Motocyklowego ) i początek tego co dziś nazywam życiem. Zaleś














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz