ZALEŚ

MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ - OBRAZ, TEKST, PRZEKIEROWANIE NA STRONĘ 500 197 626

niedziela, 11 stycznia 2015

Wolin-Rewal – bitwy stare i nowe

Pogoda nie ciekawa, więc czas na jakieś letnie wspomnienia. Wybrzeża mamy sporo więc rzadko jadę w to samo miejsce dwa razy w sezonie. Jednak tym razem otrzymałem polecenie od córek bo chciały kubki ze zdjęciami a widziałem taki punkt jak byliśmy w Rewalu. Bliżej nie szukałem bo ja tam nie mam na bzdury czasu. Czego to ojciec dla dzieci nie zrobi. Nadeszła sobota na koń i w drogę. Walę przez Gorzów i Szczecin bo raz, że Hose od czasu do czasu trzeba na esce przeczyścić wydechy ( kiedy plecaki to zrozumieją ), dwa postanowiłem jeszcze zahaczyć o Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie. Kilka słów o tej imprezie. Polecił mi ją ówczesny dyrektor muzeum w Cedyni. Przyjeżdżają tam najtwardsze grupy średniowieczne z całego świata, więc bitwa będąca punktem kulminacyjnym imprezy jest naprawdę imponująca a można powiedzieć krwawa. Teren wokół ze strefą buforową na wypadających przez ogrodzenie uczestników, kilka karetek pogotowia, te sprawy. Organizatorzy wychodzą z założenia, że jak ktoś się nie chce tak bawić niech nie przyjeżdża albo jedzie pod Grunwald. Stałem 3 metry od pola walki i szczęk żelaza robi niezapomniane wrażenie, normalnie człowiek ma grymas na twarzy jak widzi wgniecony po uderzeniu chełm. Niemniej przez cholerny upał po trzech rozgrywkach zwineliśmy się z Gosia i pognaliśmy dalej. Późnym popołudniem byliśmy w Rewalu. Kamping Klif, mogę polecić. Do morza nie daleko, zrobiony pod Niemców więc jest ornung co mi się podoba bo lubie warunki biwakowe ale kibelek ma być czysty. Po załatwieniu spraw najpilniejszych czyli kubków i magnesów idziemy na mirunę do smażalni w której jedliśmy poprzednio. Ci którzy mnie znają wiedzą jak dobra musi byś strawa abym się zdecydował na trzy kilometrowy spacer. Z daleka widzę, że jeszcze otwarte więc odruchowo, wbrew swojej naturze przyspieszam. Przydeptując język wbijam się do środka i okazuje się, że lokal czynny ale kuchnia już nie. Nie wiem jaki miałem wyraz twarzy, ale w oczach kelnerki był strach. Wracając prawie po kolanach z powrotem zjedliśmy jednak przyzwoita rybkę w Chacie Rybaka przy samej promenadzie. Wieczór jak wieczór, co może spotkać żonatego w kurorcie. Rankiem po śniadanku na plaże, pobyczyć się trochę, zapomniałem jednak o okularach przeciwsłonecznych niezbędnych gdy idzie się na plażę z żoną, nasłuchałem się więc standardowych docinek na swój temat i wszystkich facetów ( kiedy one zrozumieją, że to odruch). My patrzymy na inne ze współczuciem, że nie są takie piękne jak Wy kochane plecaczki. Człowiek ma po prostu miękkie serce. Po południu gdy pogoda i atmosfera zaczęły się psuć na Hose i walimy do domku. Po drodze jej w miarę przeszło, to i wracało się całkiem miło. Tym razem przez Wałcz. Droga już pusta więc mimo że bokami można było słuchać jak moto równomiernie mruczy w okolicach złoty dwadzieścia, jechało się wspaniale choć wywijasy za Czaplinkiem wolę jednak w dzień. Ogólnie nie wiem czy tylko ja jestem popierdolony, ale lubię wracać nocą, pić kawę na Orlenie, wpierdalać hot-dogi na BP itd. jakoś nie czuje wtedy zmęczenia tylko jestem szczęśliwy. Pozdrawiam Zaleś
 


















 
P.S. Jeżeli podoba Wam się pomysł bloga, proszę o komentarze i subskrypcje. Poniżej zdjęć jest miejsce na wasz adres e-mail, nowe posty będą przychodzić na Waszą pocztę ( ze 2-3 w tygodniu) wystarczy przepisać hasło które się pojawi po naciśnięciu „ submit”. Dla posiadaczy kont google po prawej stronie G+. Jeśli możecie, Udostępniajcie również na fejsie. Z góry bardzo dziękuje za pomoc w rozwoju bloga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz