Zaraz na początku wyjaśnienie dla
nieznajomych, jestem hetero. Pisałem już wcześniej jak Romka
zdobyłem a dziś chcę opisać historię tego burzliwego romansu.
Motocykliści ze stażem będą mieli okazje czytając ten tekst
pomyśleć o swoich pierwszych moto, a Ci którzy jeszcze mężczyznami
nie są, tzn nie posiadają motocykli w związku z czym ich życie
jest puste i bezwartościowe ( można też powiedzieć zmarnowane i
bez sensu ) może znajdą jakieś wskazówki. W zasadzie wspomnień
jest tyle, że nie wiadomo jak zacząć. To była miłość od
pierwszego wejrzenia. Mimo, że motocykl jest niewielki i o małej
pojemności dizajnersko to mój ideał. Niestety próżno dziś
szukać laleczek o tak pięknych kształtach, ongiś można było
znaleźć Virago czy Intrudera 800, ale one były zeszpecone zbyt
małymi zbiornikiem paliwa a on jest idealny. Romka jak każdy obiekt
miłości na początku trzeba było trochę ustawić. Po niezbędnych
korektach technologicznych tzn. wymianie silnika na 250 i dobraniu
przełożeń moto było gotowe do wielkich czynów. Tak przy okazji,
wszystkie chinczyki, bez względu na markę i model mają przełożenia
dobrane, jak widać na filmach z Szanghaju czy innego Bangkoku do
ciągnięcia lawety i wożenia całej rodziny a każdy z torbą i
skrzynką drobiu. Wystarczy jednak wymienić zębatki, a jazda robi
się przyjemna, drgania zanikają a silnik przyjemnie mruczy. Swojemu
Romkowi w trasie trzymałem zawsze w okolicach setki i to była jego
prędkość przelotowa aczkolwiek miewał przebłyski. Po nabraniu
zaufania do motocykla nie było trasy w którą bym się nie wybrał.
Gdziem nie był, czegom nie widział długo by opowiadać,
(sprawdźcie w zdjęciach ) i czytajcie kolejne posty. Najbardziej
utkwił mi w pamięci wyjazd, tyleż fajny co szalony, zaczął się
od tego, że nie mogłem zasnąć, przewracając się z boku na bok
rozmyślałem o kolejnym wyjeździe nad morze, gdy nagle strzelił mi
do głowy cudowny ( choć nie spotkałem się ze zrozumieniem i
oczekiwanym entuzjazmem ) pomysł, zerwałem się z łóżka na równe
nogi i pytam swojej zaspanej drugiej połowy – jedziesz na pstrąga
w Bieszczady ? Uwierzycie, że nie chciała! Tak czy inaczej kopłem
się nad Solinę, zjadłem, no i wróciłem. I jaka to niby wielka
wyprawa? Generalnie przez dwa sezony, jeździłem co tydzień, gdzie
mnie oczy poniosły. Jak przeżarłem się dorszem to waliłem w
Karkonosze. Jak nie z Gosią do Jantaru na wypoczynek, to do Poczdamu
czy Malborka łyknąć historii. Praktycznie latem sobotnie obiady
jadałem nad morzem a Romciu znosił te 23 tys w sezonie bez
najmniejszego kaszlnięcia. I jak go nie lubić ? Rozmawiając z
wytrawnymi bikersami, ile jeżdżę i czym, zawsze spotykałem się z
niedowierzaniem, a gdy mnie poznawali, ździwieniem. Większość
wypraw odbyłem samotnie lub moim plecaczkiem choć było kilka
wyjazdów grupowych. Jeżeli chodzi o możliwości jezdne, starszym
motocyklistom dużo powie to, że kiedyś na trasie spotkałem gościa
na ETZ 250, jechaliśmy dalej razem z Głogowa do Leszna i możliwości
maszyn okazały się takie same. Co sprawiło, że motocykl okazał
się wspaniały a ja się w Nim zakochałem i odrodziła się dawna
miłość do jednośladów ?
Po pierwsze moto leciutkie ( 145 kg ) z
nisko położonym środkiem ciężkości więc dociążony moją
skromną osobą rewelacyjnie trzymał się drogi i wspaniale
wykładał, uważam że dla powracających lub wciągających się w
motocyklowy nałóg to bardzo ważne, bowiem nie raz spotykam na
drodze gości którzy pokupowali sobie prawdziwe monstra ale, że
potrafią jeździć to im się tylko wydaje. Motocykl był
niezawodny, więc jeździło się bezstresowo czerpiąc garściami
przyjemność z coraz to nowych i dalszych podróży, można było
sobie pozwolić, kasa nie uciekała ( w tym temacie Gosia ma inne
zdanie ) bo spalanie między 3 a 3,5 l. , I jak go nie kochać ?
Romek dbał również o figurę żony. Tak, tak nie dziwcie się,
według instrukcji maksymalne obciążenie to 160 kg, ponieważ ja
waże ile waże, to na nią, siła rzeczy i matematyki zostawało
niewiele.
Druga sprawa, ja nie chciałem
sprawdzać ile TO wytrzyma, tylko jeździć, jeździć, jeździć,
jak dosiadasz 250-ki, nie próbuj równać się z 1,5 litrowymi
maszynami.
I moim zdaniem najważniejsze, wiem, że
większość z tych, którzy kiedyś ustawiali sobie zapłon w
komarku, czy rozbierali skrzynie w fumci, ma się za mechaników, ale
technologia poszła do przodu, nawet chinska. Wierzę w autoryzowany
serwis. Oni mają do czynienia z tymi modelami, wiedzą w którym, na
co zwrócić uwagę a co można olać. W przypadku Romka przeglądy
gwarancyjne i następne początkowo robiłem w Cichy Motocykle ze
Środy Wlkp ( polecam ), później ze względów logistycznych w
Motoclub Poznań ( również polecam). Po sezonie zostawiałem
motocykl na tydzień w serwisie gdzie robiono wymiany, a przy tych
przebiegach trochę rzeczy się zużywało i odbierałem gotowy
następnego sezonu. Nie wiem jak wy, ale ja bym całą zimę nie spał
spokojnie myśląc, że np. w styczniu przyjdą upały a ja nie mam
czym wyjechać. No normalnie koszmar jakiś, święta spieprzone a
życie erotyczne w gruzach.
Decydując się na nowego chinola
zamiast 20 letniego japońca warto sprawdzić właśnie dostępność
serwisu, najlepiej rozbudowaną sieć i magazyn części ma
Arkus&Romet . Co prawda gwarancja jest na 7 tys. no ale nie
każdemu jak mi zajmie to niecałe 3 miesiące ( na nowym silniku) a
jeśli sprzęt ma jakieś wady fabryczne powinny się ujawnić w tym
okresie.
Następna sprawa to niskie koszty
eksploatacji, części jak opony, łańcuch, zębatki, klocki itd. w
porównaniu do zachodnich marek są w banalnych cenach a pamiętajmy,
że odkładamy na większy motocykl... ( nie koniecznie mówimy o tym
żonom)
W podsumowaniu, Romkiem zrobiłem
bezawaryjnie bez mała 50 tys. km, a przy sprzedaży obaj płakaliśmy,
Gosi było przykro, a córki się do mnie nie odzywały, nawet pies
posmutniał choć nie wiem czy z tego powodu. Na koniec powiem wam,
że gdyby był 15 cm dłuższy dalej bym się z nim kochał. ( nawet
jeśli mam fioła, to pozytywnego ) Pozdrawiam Zaleś.
http://www.klub-chinskich-motocykli.pl/forum/ ;)
OdpowiedzUsuń