Jakoś
tak zimno się na dworze zrobiło, to pomyślałem że może by
trochę ciepłych wspomnień. Gdzieś tak w drugiej połowie maja, po
konsultacjach rodzinnych tzn. spytałem motocykl o zdanie i po
naściemnianiu o wyjątkowo pilnych sprawach do załatwienia w
robocie, wziąłem sobie urlop na piątek i pognałem w traskę.
Niestety sam. Gosia chora czy coś w każdym razie przestała
funkcjonować. Jaka była pogoda sami sobie przypomnijcie – ja się
nie będę znęcać, zresztą widać na zdjęciach. Tym którzy
siedzieli wtedy w pracy z konieczności współczuje, tym powodowanym
chciwością mówię cha-cha-cha. Droga Wrocław-Boboszów nie
najgorzej. Dalej czeskie hynhy( nie wiem jak to pisać)-Hodonin i
Bratysława. Zachciało mi się bocznych dróg z widokami. Wiecie, że
niby piękno natury, ręka stwórcy itd. Ale zapomniałem o czeskich
oznaczeniach dróg, więc krajobrazów się nałykałem naprawdę do
oporu bo wgląd w mapę przy co drugim rozjeździe. Najpierw na pole
namiotowe w miejscowości Kuchyna, i tu nie żałowałem że jestem
sam bo przynajmniej nie musiałem wysłuchiwać o spartańskich
warunkach. Potem w miacho lecz wybór popołudnia na wjazd do
stolicy nie był najlepszym pomysłem. Dobra powiem prawdę, to był
głupi pomysł. Rzadko to piszę ale Bratysława piękna, ogólnie
oczywiście bo na stylach ruder to ja się nie znam, zresztą
umiarkowanie mnie interesują, więc nie będę się dokształcał w
tym kierunku. Przy okazji może ktoś mi wyjaśni co to za heca z
tymi zakazami wjazdu na starówki. Przecież jakby wpuścić tam
motocykle wreszcie byłoby co oglądąć. Ponieważ jestem generalnie
zwolennikiem zwiedzania zabytków z siedzenia motocykla, to po tym
jak mnie rozbolały nogi, czyli po kwadransie na Hose i na kemping. I
tu to co lubię. Małe miasteczko/ większa wiocha urokliwie
położona, wiecie takie miejsce gdzie ludzie wieczorem mijając się
na ulicach mówią sobie dobry weczer (albo podobnie) i na odzew w
innym języku się uśmiechają. Kuchyna liczy może z tysiąc
mieszkańców a cała społeczność wymieszana wiekowo późnym
wieczorem w trzech barach, jako że to na Słowacji przy piwie.
Wybrałem rodzinną knajpkę i....poprosiłem o kawę ( w lokalu
zapadła cisza ), już myślałem, że będę musiał z tamtąd
wychodzić tyłem, ale pani tylko popatrzyła na mnie dziwnie i
zaproponowała 4 rodzaje lokalnego piwa. Poprosiłem znów kawę, a
ona mówiła ze dwie minuty o tamtejszym piwowaru. Po trzeciej
prośbie, mimo ogólnej w lokalu konsternacji w końcu ją dostałem
Z POPIELNICZKĄ . W tym miejscu info dla kobiet. Jak facet daje w
palnik na wyjeździe tzn. że był zmuszony a nie po to jechał. Kto
w ogóle może wpaść na taki pomysł. Wstydźcie się drogie
plecaczki. Na ile mi ręce pozwoliły pogadałem z towarzystwem przy
stoliku obok i po drugiej kawie przed którą też się nasłuchałem
o lokalnych specjałach na bazie chmielu na kemping do namiociku i
spać. W nocy były tylko dwie burze, więc się wyspałem, rano
prysznic i w drogę. Wracałem krajówkami więc już nie było
takich problemów ze znakami choć nigdy nie zrozumiem dlaczego nie
piszą dokąd prowadzi droga tylko podają kolejną miejscowość. W
Prerovie godzinka postoju na burzę, ale przynajmniej pogadałem z
sobie miłośnikami Jawa-CZ, też goście mają fajnego fioła na
punkcie tych moto, akurat jechali na jakiś zlot. Od Kłodzka do
Rawicza w deszczu ale, że to maj nie było najgorzej. Mimo że
przemokłem wyjazd super udany. Pozdrawiam wszystkich poznanych ludzi
i tak jak obiecałem właścicielom, polecam Camping Park Karpaty 30
km od Bratysławy w kierunku powrotnym .
Naprawdę fajne i co ważne dla pań czyste miejsce. A teraz
spojrzałem za okno i chyba nie chce mi się już wspominać.
Pozdrawiam Zaleś.
pozdrawiam
OdpowiedzUsuń