Pogoda
nas w ten weekend nie rozpieszczała więc opiszę któryś ze
starszych wyjazdów a w zasadzie kilka. Na początku i pod koniec
sezonu zawsze rodzą się pytania, gdzie jechać ? No bo tak. Niby
już ciepło, ale dni jeszcze krótkie a i poranki i wieczory jeszcze
zimne na noclegi zaś szkoda kasy a pod namiot za zimno. W moim
przypadku odpowiedzią na te rozmyślania są przeważnie Sudety.
Najpierw jednak staram się udzielić odpowiedzi na idiotyczne i
zdarte już pytanie mojego kochania – po tam jedziesz, przecież
już byłeś w górach ? Tekst, żeby się przejechać, jakoś do
niej nie trafia. A odpowiedzi w Tobie też, nie zaryzykuje. Tak więc
po wysłuchaniu litań o jeździe bez sensu i sugesti na co można by
przeznaczyć kasę wlaną do zbiornika jestem gotowy do trasy. Zrywać
się nie wiadomo o której nie ma powodu bo traska to max. 500 km.
Biorę ukochane termosy do sakwy i na wpół śpiąco walę na
śniadanko czempionów na BP koło Lipna przed Lesznem. Dwa maxi
hot-dogi chili, kawa i dwie fajki stawiają mnie na nogi. Wszędzie
mówią, że nie ma jak od rana zjeść coś zdrowego. W Lesznie na
Głogów. Za Wilkowem zjeżdżam na parking na porządną kawę.
Normalna w szklance, parzona jak się należy. Fajeczka i lecę
dalej. Generalnie już ten kawałek drogi jest super. Co prawda
jeszcze równiny, ale droga Leszno – Głogów pusta i nawierzchnia
nie najgorsza. Wbijam się na trójkę i do Lubina można się trochę
przegonić, są co prawda fotki ale nie strzelają od tyłu. Za
Lubinem parking no i przerwa na kolejną nikotynkę. No może dwie.
Trzeba jeszcze dolecieć do Jawora przez Legnicę i już się
zaczynają moje kochane widoczki. Przed dojazdem do Bolkowa trzeba
się zastanowić gdzie jedziemy. W zasadzie w promieniu 50 km, mamy
tyle możliwości, że nie jest to wcale proste. Byłem tam dobre 15
razy i zawsze gdzie indziej. Pstrąg w Głuszycy. Obiekt Riese.
Książ. Czocha. Arado. Złoty Stok. Srebran Góra. Szklarska.
Karpacz. Kto co woli. Wszystko mogę z czystym sumieniem polecić.
Widoki Karkonoskie. Lodowców nie zobaczysz, ale ja chyba jednak wolę
skąpane w słońcu doliny, góry pokryte lasem. Niekiedy naprawdę
aż człowiek ma ochotę stanąć i popatrzeć dłużej. Oczywiście
bez zsiadania z motocykla. Hose właściwie jestem w tych okolicach
nie potrzebny bo zna drogę na pamięć. Jak już się człowiek
naładuje kwintesencją tego co nazywam motocyklem, można wracać.
Powrót albo tak samo albo przez Złotoryję – Nową Sól lub
Wrocław zależnie gdzie nas poniosło z Bolkowa. I powiedźcie sami
czy pytanie po co jedziesz nie jest …..
P.S.
Zawsze jadę trasę bez obaw o sprzęt. Za opiekę techniczną
podziękowania dla Motoclub Poznań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz